Rok w USA. Year in the USA.

by - 9:21 PM

PL

Wczoraj, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu i niedowierzaniu, otrzymałam dość dziwną i niespotykaną propozycję z pewnej międzynarodowej szkoły językowej, a mianowicie - zaproponowano mi roczny wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Okrągłe dwanaście miesięcy w bajecznej Kalifornii. Słońce, plaża, ocean, wypoczynek, zwiedzanie, a do tego kurs językowy kończący się certyfikatem uznawanym na najlepszych uczelniach świata. Nowe doświadczenia, nowe znajomości, nowe horyzonty... Amerykański sen, który właśnie spełnia się na jawie. Żyć nie umierać.
Można by pomyśleć, że tylko głupi by nie skorzystał. Przecież to oferta nie do odrzucenia. Szczyt marzeń. No tak. Oczywiście, dla wielu taki wyjazd to szczyt marzeń. I w moim przypadku też tak było. Właściwie od kiedy pamiętam, byłam zapatrzona w Amerykę jak w obrazek. Czytałam o niej, szukałam informacji, rozmyślałam, jak by to było się tam znaleźć, a najlepiej zamieszkać na stałe i nigdy nie wracać. Gdybym tę samą propozycję dostała jeszcze rok temu, nie zawahałabym się ani chwili, tylko skakała z radości pod sam sufit, nie wierząc, że akurat ja. A teraz, w chwili obecnej... Nie. To nie dla mnie, moje plany zmieniły się o 180°, znalazłam swoje miejsce na ziemi, miejsce, gdzie jestem szczęśliwa i bezpieczna, gdzie chcę zostać jak najdłużej... Moją małą wyspiarską oazę spokoju... I nie są to Stany. Przez całe lata marzyłam o USA, a teraz, kiedy okazja do takiego wyjazdu przyszła do mnie sama, jak na ironię - ja tego nie chcę, a nawet nie wyobrażam sobie wylotu i spędzenia w tym miejscu, z jednej strony tylko, a z drugiej aż, całego roku. Może i brzmi to głupio i irracjonalnie, jak rezygnowanie z prezentu od losu, z szansy, która może się już więcej nie powtórzyć, ale cóż, taka prawda.


Uwaga: Jeśli chcecie coś mi przekazać, napisać co myślicie o mnie, o moim blogu, co Wam się podoba, co nie lub zadać pytanie, na które wkrótce odpowiem na snapie, a nie chcecie robić tego w komentarzu, tylko wolicie w pełni anonimową opcję - zapraszam tutaj:
magdaleneanne.sarahah.com

Czekam na Wasze wiadomości :)


ENG

Yesterday, to my great surprise and disbelief, I received a bit strange and unusual proposal from one of the international language schools, that is - an one year travel to the United States was offered to me. Twelve months in fabulous California. The Sun, beach, ocean, relaxation, touring, and in addition language course ending with the certificate appreciated at the best world universities. New experiences, new friendships, new horizons, everything new... American dream which is just coming true in reality. This is the life!
One could think, that only stupid wouldn't take it. After all it's an offer not for the rejection. Someone's biggest dream. Yeah. Of course, for many people such a travel is the greatest dream. And in my case it was also the same. Actually since when I remember, I only had eyes for America. I read about it,  I searched for information, I wondered, how would it be to be there, and best to stay forever and never come back. If I got the same proposal even one year ago, I wouldn't hesitate neither a moment, but instead jumped up and down for joy up to the ceiling, not believing, that I was chosen. And now, at present... Not. It's not for me, my plans changed about 180°, I found my place in the world, place, where I am happy and safe, where I want to stay the longest as only it's possible, maybe forever... My small island oasis of peace... And these aren't United States. For many years I dreamt of the USA, and now, when the chance for such a travel came to me without doing anything, ironically - I don't want it, and what's more I can't imagine to take-off and stay in that place - from one side only, and on the other much - entire year. Maybe it sounds stupidly and irrationally, as rejection of the gift from the fate, the chance which can never come again, but well, this is the truth.


Attention: if you want to tell me something, write what you think about me, about my blog, what you like, what you don't like, or ask me the question which soon I will answer on Snap, and you don't want to do it in the comment, but you prefer the fully anonymous option - I'm inviting here:
magdaleneanne.sarahah.com

I'm waiting for your messages :)


You May Also Like

55 comments