Best friends to strangers
You know guys, I had some good friends. Some even like best friends, close like a part of the family. We had thousands of things to talk about and never enough... And one day I just "woke up" and felt like... We are total strangers, not friends or besties anymore.
Looking at them and trying to understand what really happened that our conversations started to be more out of kindness, good manner than genuine will and vibe. Because there was no vibe anymore. I started to try to figure out what changed, that I don't feel it anymore and more and more talking to these people fills me with nonsense and irritation, sometimes even embarrassment than joy and power I felt before, for years interacting with them in any way.
I feel like there is nothing to talk, totally different point of view, different life perspective, totally different levels and even more different stage of personality growth. Sometimes I look at them and ask myself, how? I'm trying to understand, I'm trying to adjust, but I can't. I can't adjust to lower level of life advancement. I can't adjust to easy life approach. I can't adjust to "whatever, I can't change anything" attitude.
Maybe it's because of all my experience, my worldwide living, many heavy to carry but also extremely enriching and mind-broadening experiences, I can't feel well around people who just got stuck with their "early twenties" level, living without thinking about tomorrow, their comfort zones, with people who don't empower me, don't fill my mind anymore...
Because I aspire to get higher & higher and inspire, and that's never changing that I wanna get all what's challenging. Never settling for less.
Of course I still like them but conversations are so faded, so enforced, without the vibe that used to be there... Sometimes just like talking to someone ten years younger than me.
They think that my life stage, my life experience is science fiction, and I wonder "How can you be so childish, what the eff did I see in you as my friend?".
And the circle is closed.
Wiecie, miałem kilku dobrych znajomych. Najlepszych, w jakiś sposób nawet bliźnich jak część rodziny. Mieliśmy tysiące tematów do rozmowy i nigdy nie było dość... I pewnego dnia po prostu "obudziłem się" i poczułem, że... Nie jesteśmy już besties, a zupełnie obcymi sobie osobami.
Patrzyłam na nich i próbowałam zrozumieć, co się naprawdę wydarzyło, nasze rozmowy zaczęły być bardziej z życzliwości, dobrych manier niż szczerych chęci i "tego czegoś". Bo tego czegoś już nie było. Zaczęłam zastanawiać się, co się zmieniło, że już tego nie czuję i coraz częściej konwersacje z tymi ludźmi napełniają mnie nonsensem i irytacją, czasem nawet zażenowaniem niż radością i energią, którą czułem wcześniej, przez lata wchodząc z nimi w przeróżne interakcje.
Czuję, że nie ma o czym rozmawiać, a jest zupełnie inny punkt widzenia, inna perspektywa życiowa, zupełnie inne poziomy i jeszcze bardziej inny etap rozwoju osobowości. Czasami patrzę na nich i zadaję sobie pytanie, jak? Próbuję zrozumieć, próbuję się dostosować, ale nie mogę. Nie mogę przystosować się do niższego poziomu zaawansowania życia. Nie potrafię przystosować się do lekkomyślnego podejścia do życia. Nie potrafię przystosować się do postawy "Obojętnie i tak, nic nie mogę zmienić”.
Może to z powodu całego mojego doświadczenia, mojego życia w różnych miejscach, latając po świecie, wielu ciężkich, ale także niezwykle wzbogacających umysł i poszerzających horyzonty doświadczeń, nie czuję się dobrze w towarzystwie ludzi, którzy po prostu utknęli na poziomie „wczesnej dwudziestki”, żyjąc bez myślenia o jutrze, kulących się w strefie komfortu, z ludźmi, którzy mnie nie wzmacniają, nie sprawiają, że czuję się w jakikolwiek sposób zmotywowana...
Ponieważ dążę, by być coraz wyżej i wyżej, i inspirować. Zawsze walczę o to, co najlepsze, stawiam sobie coraz większe wyzwania i nie osiadam na laurach.
Oczywiście nadal ich lubię, ale nasze rozmowy są tak wyblakłe, tak wymuszone, bez tej szczególnej nici porozumienia, która tam była… Czasami jakbym rozmawiała z kimś o dziesięć lat młodszym ode mnie.
Oni myślą, że mój etap życia, moje doświadczenie życiowe to science fiction, a ja zastanawiam się „Jak możesz być taki dziecinny, co ja widziałem w tobie jako moim przyjacielu?”.
I kółko się zamyka.
0 comments