She tried to KILL ME
To nie fejk. To historia prawdziwa. Prawdziwa sytuacja. To wszystko stało się naprawdę.
Cała akcja rodem z mało śmiesznego filmu, rozegrała się już jakiś czas temu. Długo uważałam, że lepiej już do tego nie wracać, ale... Przeczytaj, a przekonasz się, że niektórzy nie znają granic. W bardzo negatywnym sensie, nie znają.
Każdy ma w życiu kogoś, kto go nie lubi, w końcu wszyscy jesteśmy inni, nie musimy wszystkim przypadać do gustu i tak też jest - zawsze komuś coś nie pasuje, nawet czekolada mleczna niedobra, bo woli gorzką 😉
Nie jest też nowością, że często ktoś w swojej zaciętości względem drugiego człowieka, próbuje mu w jakiś sposób, mniej lub bardziej wyszukany - zaszkodzić. O tyle, o ile chęć upieczenia kogoś na pełnym ogniu z totalnej antypatii i nienawiści mogę jeszcze pojąć, bo przecież taki motyw jest powszechnie znany i popularny jak papier toaletowy w każdej toalecie, o tyle ochoty na uśmiercenie kogoś z rzekomej sympatii i później otwarcie przez sprawczynię przyznanej chęci zwrócenia na siebie uwagi innych ludzi - zabij mnie, ale nie jestem w stanie zrozumieć do dzisiaj i raczej już nigdy nie zrozumiem.
Tak tak, dobrze przeczytałeś. Z sympatii i genialnego pomysłu, jak tu ściągnąć do siebie przerażonych ludzi i stanąć w blasku fleszy. Tak więc... Show must go on.
Wszystko zadziało się w czasie, kiedy postanowiłam na jakiś czas ulotnić się z mediów społecznościowych, pozamykać konta i po prostu odpocząć. Odciąć się od świata internetu i skupić na sobie, bez napływu niepotrzebnych informacji i zbędnych bodźców z zewnątrz. Tak też było. Zniknęłam, nie ogłaszając dlaczego ani na jak długo. Niektóre profile dezaktywowałam, inne pozostały otwarte, ale na nie nie zaglądałam. Nie logowałam się do sieci, aż... Zaczęłam dostawać wiadomości. Dużo wiadomości. Mnóstwo wiadomości. Wiadomości od ludzi mi nieznanych, takich, których kojarzyłam jedynie z internetu, czy dalszych znajomych, którzy mało wiedzieli, co się w moim życiu działo. Wszystkie wołające o jakikolwiek odzew i pytające czy żyję.
Kiedy przeczytałam pierwszą, myślałam, że koleżanka za dużo wypiła i za mocno wciągnęła ją impreza, albo po prostu stroi sobie ze mnie nieśmieszne żarty. Dlaczego? Bo kto o zdrowych zmysłach pisze mi, że po internecie latają nowości iż... Ja nie żyję, a autorka tych rewelacji podała datę mojej śmierci i datę pogrzebu?! No nie, zdecydowanie połknęła całą butelkę wina jednym łykiem. A jednak...
Otwierając kolejną wiadomość od zaniepokojonej dziewczyny z o wiele bardziej rozwiniętym opisem sytuacji i linkiem do portalu, po którym informacje o mojej rzekomej śmierci się szerzyły i profilu, który owe plotki rozsiewał, myślałam, że spadnę z krzesła i nie wstanę. Czyli jednak to była prawda, nie żarcik kumpeli po pijaku. Tego jeszcze w mojej historii nie grali, żeby ktoś za życia uśmiercił mnie i pochował, a oprócz tego stworzył cały scenariusz tego co się stało, kiedy się stało i podał się za kogoś z grona moich bliskich znajomych, kto ma te informacje z pierwszej ręki. No hit, ekstremalnie żałosny hit.
Niestety, niektórzy dali się nabrać i byli w niemałym szoku, kiedy okazało się, że zmartwychwstałam, a szczególnie w szoku była dziewczyna, która za stworzenie tej historyjki odpowiadała. Dziewczyna, która jak się szybko przekonałam była mi kimś zupełnie obcym, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, ona sama również nigdy mnie nie spotkała, a obserwowała jedynie w sieci.
Jak szybko straciła całą odwagę i charyzmę, kiedy osoba, którą w swoich opowieściach pozbawiła życia, napisała do niej, zapytała dlaczego i grzecznie, ale dobitnie przekazała, co o niej myśli. Wtedy artystce nie było już do śmiechu i po dziesiątce przeprosin i tłumaczeń uznała, że...
Stworzyła całą historię tylko dlatego, że wiedziała, iż ludzie zastanawiają się, dlaczego zniknęłam i jeśli rozpowie, że ja nie żyję, a ona wie co się stało i ma najnowsze informacje, to przyciągnie zainteresowanie i zdobędzie dużo obserwatorów.
Genialny pomysł, prawda? Cóż za bystre dziewczę, sama nie wymyśliłabym tego lepiej 🙃
Wspominając powyższą historię, poważnie zastanawiam się dokąd zmierz
This is not fake. It's a real story. Real situation. It all really happened.
0 comments