Oh, Ex AirLover...

by - 6:57 PM



Ex airlines are like ex boyfriends. You leave them, break this air romance, because it didn't give you satisfaction or satisfy your needs... And when they are replaced by a better one, they come back, show up unexpectedly, asking you to come back and to take you to their side, offer exactly what the lack of made you walk away without looking back too much.

Just so the story is not too boring, they always do it at the best possible time. When you are on contract with another company and cannot cancel it. At least not yet. Just to mess with your mind and wake up the part that would just like to take what a shadow of the past is offering now.



As you know, my several-year-long and I must admit, the rapidly developing international career of a flight attendant, was treated extremely brutally by a colleague called coronavirus, which for almost the entire year 2020 was filled with a pain of being grounded and lack of flights shared with hundreds of thousands of other cabin crew members around the world and prayed let it all end, the plague was forgotten, and life, especially this beloved aviation life, returned to normal.


Unfortunately, this suspension didn't last for days, weeks, or even months. This numbness lasted a lot longer, in fact, long enough for me to stop seeing my future in this profession in any bright colors. I just doubted. However, despite everything, I still had the power, I didn't give up and I did not cancel my dreams of continuing my adventures, travel and flying. I was still working, looking for new solutions, where it would be better, how it would be better, with whom it would be better, in which country it would be better, whether to keep my current job, or once again throw myself in at the deep end, go to another country and start a new chapter of my aviation book. Step by step. Slowly but surely I stayed on the top.


FINALLY


After the mighty Ice Age, ice began to crack some time ago. At least for me. For my life. For my career, for my further professional development, the next step. Great joy, warmth in the heart, an outburst of euphoria and a new flame of hope. I got an offer that I couldn't reject. At the beginning, a bit of fear, doubt, reflection, is it for sure, because this is the end of another story, travel, moving, abandoning what I had and going to another, distant and oriental country. Despite everything, I made a clear decision. I'm in it. I open up to a new experience, broaden my horizons and spread my wings in a different corner of the world than before. Everything is agreed, contracts are signed, documents prepared... Ahoy adventure.


It was nice, it was beautiful, perfect, I started getting used to a new job, getting used to the new level of duties, getting used to new habits, I just started to sink into the new things that I became a part of and enjoy the new beginning, a new place in the hierarchy, and above all, an amazing adventure.


And then BOOM!


One of my former airlines asked if I would like to come back to them. Now. When I have a contract with another and I am satisfied. My first thought was, of course, "Ehhh, no, thank you so much for remembering, but I'm not interested." Absolutely, it would be completely true, if not... The offer of my dream base in my beloved Greece, the base that I asked for, I even begged from the very beginning, from the very interview, but this airline has never agreed to assign me to Athens... Until now. They wanted to give me my beloved country without asking, of their own free will.

Can you imagine how I felt?

Like someone hit me hard on my head, blinded me, and cut my heart in two. The place where I wanted to live and to fly from for several years, for which I fought like a lion, but was not given to me, has now passed, or rather flew in front of my nose. On the one hand, I was happy with my current job, and on the other... I just wanted to cry because I knew that I had lost the opportunity that I had been applying for from the very beginning of my existence in aviation.



Maybe someday I will be able to fly high in the sky from Greek territory, maybe it's not the time yet, but I hope one day I will be able to achieve this goal. For now, I will enjoy what I have and climb new skies like an eagle.





















Byłe linie lotnicze są jak byli faceci. Odchodzisz od nich, zrywasz ten powietrzny romans, bo nie dawał ci satysfakcji ani nie zaspokajał twoich potrzeb... A kiedy już ich miejsce zajmie lepsza partia, wracają, pojawiają się niespodziewanie, pytając o twój powrót i by przeciągnąć cię na swoją stronę mocy, oferują dokładnie wszystko to, czego brak sprawił, że odeszłaś nie oglądając się zbytnio za siebie. 

I żeby nie zabrakło pikanterii, robią to zawsze w najlepszym możliwym czasie. Gdy jesteś już na kontrakcie z innym powietrznym stworzeniem i nie możesz się z niego wycofać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Tak tylko o, żeby nie było nudno, żeby zamieszać w głowie i rozbudzić tą cząstkę, która akurat chętnie przygarnęłaby to, co obecnie oferuje cień przeszłości.



Jak wiecie moja kilkuletnia i nie ukrywam, szybko rozwijająca się międzynarodowa kariera stewardessy, została wyjątkowo brutalnie potraktowana przez kolegę koronawirusa, przez co przez niemalże cały rok 2020 łączyłam się w bólu uziemienia i braku lotów z setkami tysięcy innych członków personelu pokładowego na całym świecie i modliłam się, żeby to wszystko się w końcu skończyło, zaraza odeszła w zapomnienie, a życie, zwłaszcza to ukochane lotnicze życie wróciło do normy.


Niestety, to zawieszenie nie trwało kilka dni, kilka tygodni ani nawet kilka miesięcy. To odrętwienie trwało o wiele dłużej, tak naprawdę wystarczająco długo, żebym przestała widzieć swoją przyszłość w tym zawodzie w jakichkolwiek jasnych barwach. Po ludzku zwątpiłam. Jednak mimo wszystko ciągle miałam w sobie siłę, nie poddawałam się i nie anulowałam swoich marzeń o kontynuacji przygód, podróży i latania. Ciągle działałam, szukałam nowych rozwiązań, gdzie będzie lepiej, jak będzie lepiej, z kim będzie lepiej, w którym kraju będzie lepiej, czy zachować obecną pracę, czy po raz kolejny rzucić się na głęboką wodę, wyjechać do innego kraju i zacząć nowy rozdział mojej lotniczej książki. Krok po kroku. Powoli, ale ciągle do przodu, pozostawałam na powierzchni.


W KOŃCU


Po potężnej epoce lodowcowej, jakiś czas temu zaczął pękać lód. Przynajmniej dla mnie. Dla mojego życia. Dla mojej kariery, dla mojego dalszego rozwoju zawodowego, kolejny szczebel. Wielka radość, ciepło w sercu, wybuch euforii i od nowa rozpalony płomień nadziei. Dostałam ofertę nie do odrzucenia. Na początku odrobina strachu, zwątpienia, zastanowienia, czy aby na pewno, bo to zamknięcie kolejnej historii, wyjazd, przeprowadzką, porzucenie tego co miałam i wyruszenie do jeszcze innego, odległego i orientalnego kraju. Mimo wszystko podjęłam jasną decyzję. Wchodzę w to. Otwieram się na nowe doświadczenie, poszerzam horyzonty i rozwijam skrzydła w innym zakątku świata niż do tej pory. Wszystko dogadane, umowy podpisane, dokumenty wyrobione... Ahoj przygodo.


Było miło, było pięknie, idealnie, zaczęłam się wdrażać do nowej pracy, przyzwyczajać się do nowego poziomu obowiązków, zaznajamiać z nowymi zwyczajami, po prostu zaczęłam wsiąkać w nowości, których częścią się stałam i cieszyć się nowym początkiem, nowym miejscem w hierarchii, a przede wszystkim niesamowitą przygodą.



I wtedy BOOM!


Odezwała się jedna z moich byłych linii lotniczych z zapytaniem, czy chciałabym do nich wrócić. Teraz. Kiedy mam kontrakt z inną i jestem zadowolona. Moja pierwsza myśl to oczywiście "Ehhh, nie, dziękuję bardzo za pamięć, ale nie jestem zainteresowana". Jak najbardziej, byłoby to całkowicie zgodne z prawdą, gdyby nie... Oferta mojej wymarzonej bazy w ukochanej Grecji, bazy, o którą prosiłam, wręcz błagałam już od samego początku, od samej rozmowy o pracę, jednak linia ta nigdy się na przydzielenie mnie do Aten nie zgodziła... Aż do teraz. Chcieli mi dać mój kochany kraj bez proszenia, z własnej woli.

Wyobrażacie sobie jak się poczułam?

Jakby mnie ktoś solidnie uderzył w głowę, ogłuszył, a do tego przeciął serce na pół. Miejsce, z którego chciałam latać i z którego chciałam latać już od kilku lat, o które walczyłam jak lew, ale nie zostało mi dane, teraz przeszło, a raczej przeleciało mi koło nosa. Z jednej strony cieszyłam się z obecnej pracy, a z drugiej... Chciało mi się po prostu płakać, bo wiedziałam, że straciłam możliwość, o którą starałam się od samego początku mojego istnienia w lotnictwie.



Może kiedyś jeszcze uda mi się wzbić w powietrze z ziemi greckiej, może to jeszcze nie ten czas, ale mam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się osiągnąć ten cel. Póki co będę cieszyć się tym co mam i jak orzeł zdobywać nowe szczyty niebios.






You May Also Like

0 comments