MagdaleneAnne  Blog ★

You know guys, I had some good friends. Some even like best friends, close like a part of the family. We had thousands of things to talk about and never enough... And one day I just "woke up" and felt like... We are total strangers, not friends or besties anymore.


Looking at them and trying to understand what really happened that our conversations started to be more out of kindness, good manner than genuine will and vibe. Because there was no vibe anymore. I started to try to figure out what changed, that I don't feel it anymore and more and more talking to these people fills me with nonsense and irritation, sometimes even embarrassment than joy and power I felt before, for years interacting with them in any way.

I feel like there is nothing to talk, totally different point of view, different life perspective, totally different levels and even more different stage of personality growth. Sometimes I look at them and ask myself, how? I'm trying to understand, I'm trying to adjust, but I can't. I can't adjust to lower level of life advancement. I can't adjust to easy life approach. I can't adjust to "whatever, I can't change anything" attitude.

Maybe it's because of all my experience, my worldwide living, many heavy to carry but also extremely enriching and mind-broadening experiences, I can't feel well around people who just got stuck with their "early twenties" level, living without thinking about tomorrow, their comfort zones, with people who don't empower me, don't fill my mind anymore...

Because I aspire to get higher & higher and inspire, and that's never changing that I wanna get all what's challenging. Never settling for less. 

Of course I still like them but conversations are so faded, so enforced, without the vibe that used to be there... Sometimes just like talking to someone ten years younger than me.

They think that my life stage, my life experience is science fiction, and I wonder "How can you be so childish, what the eff did I see in you as my friend?". 

And the circle is closed.




















































Wiecie, miałem kilku dobrych znajomych. Najlepszych, w jakiś sposób nawet bliźnich jak część rodziny. Mieliśmy tysiące tematów do rozmowy i nigdy nie było dość... I pewnego dnia po prostu "obudziłem się" i poczułem, że... Nie jesteśmy już besties, a zupełnie obcymi sobie osobami. 


Patrzyłam na nich i próbowałam zrozumieć, co się naprawdę wydarzyło, nasze rozmowy zaczęły być bardziej z życzliwości, dobrych manier niż szczerych chęci i "tego czegoś". Bo tego czegoś już nie było. Zaczęłam zastanawiać się, co się zmieniło, że już tego nie czuję i coraz częściej konwersacje z tymi ludźmi napełniają mnie nonsensem i irytacją, czasem nawet zażenowaniem niż radością i energią, którą czułem wcześniej, przez lata wchodząc z nimi w przeróżne interakcje.

Czuję, że nie ma o czym rozmawiać, a jest zupełnie inny punkt widzenia, inna perspektywa życiowa, zupełnie inne poziomy i jeszcze bardziej inny etap rozwoju osobowości. Czasami patrzę na nich i zadaję sobie pytanie, jak? Próbuję zrozumieć, próbuję się dostosować, ale nie mogę. Nie mogę przystosować się do niższego poziomu zaawansowania życia. Nie potrafię przystosować się do lekkomyślnego podejścia do życia. Nie potrafię przystosować się do postawy "Obojętnie i tak, nic nie mogę zmienić”.

Może to z powodu całego mojego doświadczenia, mojego życia w różnych miejscach, latając po świecie, wielu ciężkich, ale także niezwykle wzbogacających umysł i poszerzających horyzonty doświadczeń, nie czuję się dobrze w towarzystwie ludzi, którzy po prostu utknęli na poziomie „wczesnej dwudziestki”, żyjąc bez myślenia o jutrze, kulących się w strefie  komfortu, z ludźmi, którzy mnie nie wzmacniają, nie sprawiają, że czuję się w jakikolwiek sposób zmotywowana...

Ponieważ dążę, by być coraz wyżej i wyżej, i inspirować. Zawsze walczę o to, co najlepsze, stawiam sobie coraz większe wyzwania i nie osiadam na laurach. 

Oczywiście nadal ich lubię, ale nasze rozmowy są tak wyblakłe, tak wymuszone, bez tej szczególnej nici porozumienia, która tam była… Czasami jakbym rozmawiała z kimś o dziesięć lat młodszym ode mnie.


Oni myślą, że mój etap życia, moje doświadczenie życiowe to science fiction, a ja zastanawiam się „Jak możesz być taki dziecinny, co ja widziałem w tobie jako moim przyjacielu?”. 

I kółko się zamyka.




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

To nie fejk. To historia prawdziwa. Prawdziwa sytuacja. To wszystko stało się naprawdę.
Cała akcja rodem z mało śmiesznego filmu, rozegrała się już jakiś czas temu. Długo uważałam, że lepiej już do tego nie wracać, ale... Przeczytaj, a przekonasz się, że niektórzy nie znają granic. W bardzo negatywnym sensie, nie znają.


Każdy ma w życiu kogoś, kto go nie lubi, w końcu wszyscy jesteśmy inni, nie musimy wszystkim przypadać do gustu i tak też jest - zawsze komuś coś nie pasuje, nawet czekolada mleczna niedobra, bo woli gorzką 😉

Nie jest też nowością, że często ktoś w swojej zaciętości względem drugiego człowieka, próbuje mu w jakiś sposób, mniej lub bardziej wyszukany - zaszkodzić. O tyle, o ile chęć upieczenia kogoś na pełnym ogniu z totalnej antypatii i nienawiści mogę jeszcze pojąć, bo przecież taki motyw jest powszechnie znany i popularny jak papier toaletowy w każdej toalecie, o tyle ochoty na uśmiercenie kogoś z rzekomej sympatii i później otwarcie przez sprawczynię przyznanej chęci zwrócenia na siebie uwagi innych ludzi - zabij mnie, ale nie jestem w stanie zrozumieć do dzisiaj i raczej już nigdy nie zrozumiem.

Tak tak, dobrze przeczytałeś. Z sympatii i genialnego pomysłu, jak tu ściągnąć do siebie przerażonych ludzi i stanąć w blasku fleszy. Tak więc... Show must go on.

Wszystko zadziało się w czasie, kiedy postanowiłam na jakiś czas ulotnić się z mediów społecznościowych, pozamykać konta i po prostu odpocząć. Odciąć się od świata internetu i skupić na sobie, bez napływu niepotrzebnych informacji i zbędnych bodźców z zewnątrz. Tak też było. Zniknęłam, nie ogłaszając dlaczego ani na jak długo. Niektóre profile dezaktywowałam, inne pozostały otwarte, ale na nie nie zaglądałam. Nie logowałam się do sieci, aż... Zaczęłam dostawać wiadomości. Dużo wiadomości. Mnóstwo wiadomości. Wiadomości od ludzi mi nieznanych, takich, których kojarzyłam jedynie z internetu, czy dalszych znajomych, którzy mało wiedzieli, co się w moim życiu działo. Wszystkie wołające o jakikolwiek odzew i pytające czy żyję.

Kiedy przeczytałam pierwszą, myślałam, że koleżanka za dużo wypiła i za mocno wciągnęła ją impreza, albo po prostu stroi sobie ze mnie nieśmieszne żarty. Dlaczego? Bo kto o zdrowych zmysłach pisze mi, że po internecie latają nowości iż... Ja nie żyję, a autorka tych rewelacji podała datę mojej śmierci i datę pogrzebu?! No nie, zdecydowanie połknęła całą butelkę wina jednym łykiem. A jednak...

Otwierając kolejną wiadomość od zaniepokojonej dziewczyny z o wiele bardziej rozwiniętym opisem sytuacji i linkiem do portalu, po którym informacje o mojej rzekomej śmierci się szerzyły i profilu, który owe plotki rozsiewał, myślałam, że spadnę z krzesła i nie wstanę. Czyli jednak to była prawda, nie żarcik kumpeli po pijaku. Tego jeszcze w mojej historii nie grali, żeby ktoś za życia uśmiercił mnie i pochował, a oprócz tego stworzył cały scenariusz tego co się stało, kiedy się stało i podał się za kogoś z grona moich bliskich znajomych, kto ma te informacje z pierwszej ręki. No hit, ekstremalnie żałosny hit.

Niestety, niektórzy dali się nabrać i byli w niemałym szoku, kiedy okazało się, że zmartwychwstałam, a szczególnie w szoku była dziewczyna, która za stworzenie tej historyjki odpowiadała. Dziewczyna, która jak się szybko przekonałam była mi kimś zupełnie obcym, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, ona sama również nigdy mnie nie spotkała, a obserwowała jedynie w sieci.

Jak szybko straciła całą odwagę i charyzmę, kiedy osoba, którą w swoich opowieściach pozbawiła życia, napisała do niej, zapytała dlaczego i grzecznie, ale dobitnie przekazała, co o niej myśli. Wtedy artystce nie było już do śmiechu i po dziesiątce przeprosin i tłumaczeń uznała, że...


Stworzyła całą historię tylko dlatego, że wiedziała, iż ludzie zastanawiają się, dlaczego zniknęłam i jeśli rozpowie, że ja nie żyję, a ona wie co się stało i ma najnowsze informacje, to przyciągnie zainteresowanie i zdobędzie dużo obserwatorów. 

Genialny pomysł, prawda? Cóż za bystre dziewczę, sama nie wymyśliłabym tego lepiej 🙃


Wspominając powyższą historię, poważnie zastanawiam się dokąd zmierz
















 This is not fake. It's a real story. Real situation. It all really happened.



Share
Tweet
Pin
Share
No comments

I T A L Y 

Every place has the energy that vibes with us or not, and THIS country is... The country of hectoliters of my tears 🌬️


Tears, fears and the feeling like something is burning, killing me from inside, like someone put a huge piece of ice into my heart and stomach 🏔️❄️

EVERY single stay in Italy, no matter if living there or having layovers between flights lead to tears and unexplainable fear.

Tears I couldn't understand, I couldn't control and the worst - couldn't stop. It was just happening. Being there something was just breaking in me, I felt icy cold sadness, anxiety and bursts of crying 🌀

You know the scenarios of horror movies, when the main character entered some place and sudden cold fog and mysterious sound appeared around, to theatrically highlight the emotions felt by the actor, the anxiety so big that you could feel it through TV or cinema screen? Yes, this is something best describing the feelings catching me the moment I arrive to this country 🌫️

Remember the day from the time when I lived in Italy. The day when  I called someone very important to me and said "Take me away. Just take me away from this place, please" 🥀

Even trying to have a good time, I ended up with tissues wet from tears. At work? Doing something I love, trying to genuinely smile - I couldn't. Because something was draining me around there. And is draining every single time ⛈️

I lived in many countries in Europe and out of Europe, visited a whole lot of different ones, but to be honest ITALY is the country where I feel the worst ever and avoid coming there as much as possible 🌪️


Yes, Italy changed a lot in my life, this is something I can't deny, but there is something that I can't explain, but makes me feel like my heart and everything inside me is stabbed by ice 🌬️


Will it ever change? ☔


















W Ł O C H Y

Każde miejsce ma energię, która do nas pasuje lub nie, a TEN kraj to... Kraj hektolitrów moich łez 🌬️


Łzy, lęki i uczucie, jakby coś paliło, zabijało mnie od środka, jakby ktoś wbijał mi ogromny kawałek lodu prosto w serce i żołądek  🏔️❄️

KAŻDY pobyt we Włoszech, bez względu na to, czy mieszkając tam, czy mając pobyty między lotami, prowadzi do łez i niewytłumaczalnego strachu.

Łzy, których nie mogłem zrozumieć, nie mogłem opanować, a co najgorsze - nie mogłem powstrzymać. To się po prostu działo. Będąc tam coś we mnie po prostu pękało, czułam lodowaty zimny smutek, niepokój, a wybuchy płaczu męczyły mnie prawie każdego dnia 🌀

Znasz sceny z horrorów, kiedy główny bohater wchodził w jakieś miejsce i wokół nagle pojawiała się zimna mgła i tajemniczy dźwięk, by w teatralny sposób podkreślić emocje odczuwane przez aktora, niepokój tak wielki, że dało się to odczuć przez ekran telewizora lub kina? Tak, to jest coś, co najlepiej opisuje uczucia, które dopadają mnie w momencie przyjazdu do tego kraju 🌫️

Pamiętam dzień z czasów, kiedy mieszkałem we Włoszech. Dzień, w którym zadzwoniłam do kogoś bardzo dla mnie ważnego i powiedziałam „Zabierz mnie stąd. Po prostu mnie stąd zabierz, proszę” 🥀

Nawet próbując dobrze się bawić, kończyłam z chusteczkami mokrymi od łez. W pracy? Robiąc coś, co kocham, próbowałam szczerze się uśmiechać – nie mogłem. Bo coś mnie tam dusiło, wysysało energię. I wysysa za każdym razem ⛈️

Mieszkałam w wielu krajach w Europie i poza Europą, odwiedziłam całe mnóstwo różnych, ale szczerze mówiąc WŁOCHY to kraj, w którym czuję się najgorzej i unikam bycia tam jak ognia 🌪️


Tak, Włochy bardzo dużo zmieniły w moim życiu, temu nie mogę zaprzeczyć, ale jest coś, czego nie umiem wyjaśnić, co sprawia, że ​​czuję jak moje serce i wszystko we mnie przeszywa lód 🌬️


Czy to się kiedyś zmieni?  Czy będzie jeszcze inaczej? ☔




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

It's no news that I have had an extremely sharp intuition since childhood, most human beings are open books for me, and psychology is one of my favorite fields.
 
Few, however, know that for some time I have also been working with... Tarot. And no, I don't wear a headscarf, a gypsy dress, and I don't cast spells or play with a crystal ball.

Devilishness.
Black magic.
Witchcraft.

For most people, tarot is witchcraft, occultism, satanic practices, and other forbidden miracles. Something that shouldn't be done, something that messes with your head and has nothing to do with reality, but only... Illegally gets money from those who believe, which makes me laugh so much, because most of those who do it, don't read for earnings, but for getting to know themselves and sensitizing their intuition.
Well, but... After all, what can cards with several pictures tell you. If you have no clue about them, you're right - they won't tell you anything.

There are many superstitions, sayings and beliefs from human unawareness on the subject of tarot, causing unjustified fear in many people. People are afraid that it is just a sin, magic, that it will harm and bring evil, that the voice of the devil speaks through cards. Every time I hear it, I can't believe that you can think that at all, so a short explanation - it's not a prayer or calling ghosts, hello 😉

In fact, reading cards is interpreting them based on the gut feelings that come when you uncover each one. It is communication with your own intuition, training your own sixth sense, and in the simplest way, listening to yourself and getting to know your psyche, your consciousness and subconsciousness, and with a high probability helping someone who is struggling with a problem, who is terrified by some question, or is at a crossroads and has no idea what to do with themselves.

Contrary to beliefs, nothing bad ever happened to anyone, no one ever made a life mistake, on the contrary - those who approached the topic without irritation and kept the tips in mind, managed to avoid many unpleasantries. People benefited, I got to know myself even better, I found out that my intuition really has the power and, often following its voice, I came out unscathed from confusing situations. And Satan, devil and other demons have not visited anyone.

Before I started practicing, I also had some concerns if it made any sense at all, but I quickly found out that it did. Not only cognitive, but also relaxing, it opens the mind, often is a great entertainment, especially when reading to someone you know, and in the company of aromatic candles and stones like amethysts, crystals or moonstones, a unique atmosphere and relaxation guaranteed!

I recommend it with all my heart, it's worth trying, it's nothing wrong, and a bit of white magic in life will never hurt ✨









































Jestem dość zwariowaną i barwną osobą. Interesuję się wieloma rzeczami, niekoniecznie przyziemnymi, chociaż nie ma czemu się dziwić, skoro całe moje życie jest dalekie od ziemi 😉

Żadną nowością jest, że od dzieciństwa mam niezwykle wyostrzoną intuicję, większość istot ludzkich to dla mnie otwarte księgi, a psychologia jest jedną z moich ulubionych dziedzin.
 
Mało kto jednak wie, że od pewnego czasu zajmuję się też... Tarotem. I nie, nie noszę chustki na głowie, cygańskiej sukni, nie rzucam zaklęć, ani nie bawię się kryształową kulą.

Diabelstwo. 
Czarna magia.
Czary.

Dla większości ludzi tarot to czary-mary, okultyzm, praktyki szatańskie i inne cuda zakazane. Coś, czego nie powinno się robić, coś, co miesza w głowie i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a służy jedynie do... Wyciągania pieniędzy od tych, którzy wierzą, co bawi mnie niezmiernie, bo większość tych, którzy się tym zajmują, nie czyta dla zarobków, a dla poznania siebie i wyczulenia intuicji. 
No, ale... W końcu co komu mogą powiedzieć karty z kilkoma obrazkami. Jeśli się na nich nie znasz, masz rację - nie powiedzą ci nic.

Na temat tarota krąży wiele zabobonów, powiedzeń i przekonań z ciemnogrodu, budzących w wielu nieuzasadniony strach. Ludzie boją się, że to po prostu grzech, magia, że zaszkodzi i sprowadzi zło, że przemawia głos diabła. Za każdym razem, kiedy to słyszę, niedowierzam, że w ogóle można tak myśleć, więc krótkie sprostowanie - to nie modlitwa ani wywoływanie duchów, halo 😉

Tak naprawdę czytanie kart to ich interpretacja na podstawie przeczuć, które przychodzą w momencie odkrywania każdej z nich. To komunikacja z własną intuicją, trening własnego szóstego zmysłu, a ujmując najprościej jak się da, wsłuchiwanie się w siebie i poznawanie swojej psychiki, swojej świadomości i podświadomości, przy okazji z dużym prawdopodobieństwem pomagając komuś, kto zmaga się z jakimś problemem, kogo dręczy jakieś pytanie, albo stoi na rozdrożu i nie ma pojęcia co ze sobą zrobić.

Wbrew wierzeniom nigdy nikomu nic złego się nie stało, nigdy nikt nie popełnił życiowego błędu, wręcz przeciwnie - tym, którzy bez spiny podeszli do tematu i wzięli pod uwagę wskazówki, udało się uniknąć wielu nieprzyjemności. Ludzie skorzystali, ja jeszcze lepiej poznałam siebie, przekonałam się, że moja intuicja naprawdę ma nosa i sama też niejednokrotnie idąc za jej głosem wyszłam obronną ręką z pogmatwanych sytuacji. I nikogo szatan nie nawiedził.

Zanim zaczęłam praktykę, też miałam pewne obawy, czy to ma w ogóle jakikolwiek sens, ale szybko przekonałam się, że ma. Nie tylko poznawczy, ale też świetnie odpręża, otwiera umysł, niejednokrotnie stanowi super rozrywkę, zwłaszcza czytając komuś znajomemu, a w towarzystwie aromatycznych świeczek i kamieni szlachetnych niepowtarzalny klimat i relaks gwarantowane!

Polecam z całego serca, warto spróbować, to nic złego, a odrobina białej magii w życiu nigdy nie zaszkodzi ✨




 

Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Start living a normal life! Like any normal woman your age! You should start a family and have kids, not live in a fairytale! What you imagine?! Get real, girl!!!


NO, I SHOULD NOT AND DON'T HAVE TO HAVE KIDS.


I thought that the times when women were considered only chickens to keep at home and lay eggs, with no opinion of their own and the right to do what they loved, had long since passed with the wind. And yet not. But it still goes on. It's the Middle Ages still dancing in the minds of many people and... This fact is terrifying.

There's no week when I don't listen to the same song from someone, that my life is not life, that it's abnormal, that I'm wasting my time, that I should do something with myself, that my life is slipping through my fingers... EXCUSE ME?! Oh, it would if I was sitting in a cage doing what people expect me to do.


I AM NOT AN INCUBATOR. NO WOMAN IS.


We don't live in the era of the Disney princesses, where the only purpose of the lives of young women was to get married, run a house and give birth to a bunch of children, which was a real indicator of happiness and fulfillment of dreams. Of course, which girls have such a vision of their future, let them go towards their goal and great, I wish them the all best, but... It would be cool if society finally pulled together and understood that for some people life is traveling, is a career, it's about growing and making dreams come true other than diapers, toys and teethers. So hard to accept someone else's choices, a different path? Judging by the behavior of people - I think so.

It was enough that yesterday I put a photo with a baby on an Instagram story once and admitted that its presence irritated me terribly. I didn't write anything about other kids, did not add that I hate kids, nor did I say anywhere that I never want to have them, and a wave of hatred and disgusting, insolent comments from some users have already spilled over me. Is it normal? Not. Summarizing the situation directly, some have serious problems with accepting a different point of view of another person, sometimes so large that it manifests itself as aggression, which strongly smells of mental disorders, or to put it mildly, deviations and intolerance.


PREGNANCY? NONE OF YOUR BUSINESS.


Getting into the panties and belly of a woman you are not is, to put it mildly, distasteful. This is simply not acceptable, unless you are a human being without feeling and even a little bit of good manners. Why do people have problem to me? Because of my job? Lifestyle? Personality? Most likely yes. Because it is incomprehensible to them, unreachable, because they have never even licked what I am doing.

Yes, I know that my friends, and even younger ones, already have kids. I know they are pregnant. And what? Honestly - I'm not interested in that. I never was. When I see photos in social media with huge bellies or ultrasound images, I don't spend a minute on them, because I don't care and it is as significant for me as last year's snow (which, by the way, actually did not appear around me at all).

And no matter how much pressure will be placed on me by society, that at my age I should not approach life the way I do, that it's time for kids, not living with head in the clouds, I will do my own thing anyway, because I have my priorities and I am little interested in whether others agree with them or not.




















Zacznij w końcu żyć normalnie! Jak każda normalna kobieta w twoim wieku! Powinnaś już założyć rodzinę i mieć dzieci a nie żyć w bajce! Co ty sobie wyobrażasz?! Zejdź na ziemię, dziewczyno!!!


NIE, NIE POWINNAM I NIE MUSZĘ MIEĆ DZIECI.


Myślałam, że czasy, kiedy kobiety były uważane tylko za kurczaki do trzymania w domu i znoszenia jajek, bez własnego zdania i prawa do robienia tego, co kochają już dawno przeminęły z wiatrem. A jednak nie. Jednak to ciągle trwa. To średniowiecze nadal w głowach wielu ludzi siedzi i... Ten fakt jest przerażający. 

Nie ma tygodnia, żebym nie słuchała od kogoś tej samej śpiewki, że moje życie to nie życie, że to nienormalne, że marnuję czas, że powinnam coś ze sobą zrobić, że życie ucieka mi przez palce... CO PROSZĘ?! Oszem, uciekałoby, gdybym siedziała w klatce robiąc to, czego oczekują ode mnie ludzie.


NIE JESTEM INKUBATOREM. ŻADNA KOBIETA NIE JEST.


Nie żyjemy w epoce księżniczek Disneya, gdzie jedynym celem żywota młodych kobiet było wyjście za mąż, prowadzenie domu i urodzenie gromadki dzieci, które było istnym wyznacznikiem szczęścia i spełnienia marzeń. Oczywiście, które dziewczyny mają taką wizję swojej przyszłości, niech idą w kierunku swojego celu i super, życzę im jak najlepiej, jednak... Fajnie by było, gdyby społeczeństwo w różnym wieku ogarnęło tyłki i zrozumiało, że są osoby, dla których życie to podróże, to kariera, to rozwój i spełnianie marzeń innych niż pieluchy, zabawki i gryzaczki. Tak trudno zaakceptować czyjeś wybory, inną ścieżkę? Sądząc po zachowaniu ludzi - chyba tak.

Wystarczyło, że wczoraj raz wstawiłam na instagramowe story zdjęcie z niemowlakiem i przyznałam, że jego obecność strasznie mnie drażni. Nie napisałam nic o innych dzieciach, nie dorzuciłam, że nienawidzę dzieci, ani też nigdzie nie stwierdziłam, że nigdy nie chcę ich mieć, a już wylała się na mnie fala hejtu i obrzydliwych, bezczelnych komentarzy ze strony niektórych użytkowników. Czy to normalne? Nie. Podsumowując sytuację wprost, niektórzy mają poważne problemy z zaakceptowaniem innego punktu widzenia drugiego człowieka, czasem na tyle duże, że aż objawiające się agresją, co ostro zalatuje zaburzeniami psychicznymi, albo delikatnie mówiąc odchyłami i nietolerancją.


CIĄŻA? NIE TWÓJ INTERES.


Wchodzenie do majtek i brzucha kobiety, którą nie jesteś, jest najdelikatniej ujmując niesmaczne. Tego się po prostu nie robi, chyba że jest się człowiekiem bez wyczucia i choćby odrobiny kultury. Dlaczego ludzie czepiają się mnie? Z powodu mojej pracy? Stylu życia? Stylu bycia? Najprawdopodobniej tak. Bo jest do dla nich niezrozumiałe, niepojęte, bo sami nigdy nawet nie liznęli tego, co robię ja.

Tak, wiem, że koleżanki w moim wieku, a nawet młodsze mają już dzieci. Wiem, że są w ciąży. I co z tego? Szczerze - nie interesuje mnie to. Nigdy nie interesowało. Widząc zdjęcia w mediach społecznościowych z wielkimi brzuchami czy zdjęciami USG nie poświęcam im ani minuty, bo spływa to po mnie jak po kaczce i jest tak znaczące jak zeszłoroczny śnieg (którego swoją drogą właściwie nie było). 

I niezależnie od tego jak duży nacisk będzie na mnie kładło społeczeństwo, że w moim wieku nie powinno się już podchodzić do życia tak jak podchodzę ja, że to czas na dzieci, a nie bujanie w obłokach, ja i tak będę robić swoje, bo mam swoje priorytety i mało mnie interesuje, czy inni się z nimi zgadzają czy nie.


 







Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Today it has been SIX YEARS since I started my blog! Six years since this blog you are reading now, was brought to life, since the first letter, the first dot, the first photo were added. Ever since it was given its name and character. In fact, the old name doesn't exist for a long time already, but what the first steps were, will stay in my memory forever! 🤩


Over the years, not only has my blog changed, but also its author, me, has changed. I have undergone many metamorphoses, both physical and mental, I have fought stalking, I've overcome my insecurities, I have fought my weak points, I've traveled half the world, I have started and continue my beloved career as a flight attendant, have moved many times, and now I live in a sixth country, not only in Europe , I conquered the skies, I got the job in the most prestigious aviation companies on the world market, I gained priceless experience, I started to be active in social media, had wedding fashion modeling sessions behind me, I am still growing as a human, but also... I don't put aside writing. What will the future bring...? I will keep it for myself for now 🤭


If over the years of my activity I got your sympathy, stay with me, I still have a lot to tell! 🥰






















Dziś mija SZEŚĆ LAT odkąd założyłam mojego bloga! Sześć lat, od kiedy ten blog, którego właśnie czytasz, został powołany do życia, odkąd została na nim postawiona pierwsza literka, pierwsza kropka, dodane pierwsze zdjęcie. Odkąd została mu nadana nazwa i charakter. Co prawda obecnie dawna nazwa już dawno nie istnieje, ale co pierwsze kroki to pierwsze kroki, na zawsze pozostaną w pamięci! 🤩


Przez te lata nie tylko zmieniał się mój blog, ale też zmieniała się jego autorka, czyli ja. Przechodziłam liczne metamorfozy, zarówno fizyczne jak i mentalne, walczyłam ze stalkingiem, pokonałam swoje słabości, zwalczyłam kompleksy, zwiedziłam pół świata, rozpoczęłam i kontynuuję ukochaną karierę stewardessy, wiele razy się przeprowadzałam, a obecnie mieszkam już w szóstym kraju i to nie tylko w Europie, podbiłam niebiosa, zdobyłam pracę w najbardziej prestiżowych lotniczych firmach na światowym rynku, zdobyłam bezcenne doświadczenia, zaczęłam udzielać się w mediach społecznościowych, mam za sobą sesje modelingowe mody ślubnej, ciągle się rozwijam jako człowiek, ale też... Nie odkładam na bok pisania. Co przyniesie przyszłość...? To na razie zatrzymam dla siebie 🤭


Jeśli przez te lata mojej aktywności zdobyłam Twoją sympatię, zostań ze mną, mam jeszcze wiele do opowiedzenia! 🥰

















Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Antalya - My area is burning 😭🔥


So guys, this is what's happening around me, what's happening in my city and area. These photos are real 🙈


Antalya is burning 🔥


Remember the time when I lived in Greece and fire started, also close to me. Small fire than later took thousands of lives. I couldn't sleep at night shaking what will be tomorrow, if things could get even worse, if me and my people will be alive 💔


Now, a few years later, I live in Turkey and the story comes back like a boomerang. Fire around me again. Bringing back all the scary memories from the deadly time in Greece. 😨


I don't have words and hope this wildfire will be gone soon without taking more lives... 😔






























Antalya - moja okolica się pali 😭🔥



Więc... Oto co dzieje się wokół mnie, w moim mieście i okolicach. Te zdjęcia są prawdziwe 🙈

Antalya się pali 🔥

Pamiętam czas, kiedy mieszkałam w Grecji i zaczęły się pożary. Również blisko mnie. Mały płomień, który niedługo później odebrał życie tysiącom istot. Nie mogłam spać po nocach, trzęsąc się co będzie jutro, czy będziemy bezpieczni, czy wszystko będzie w porządku, czy będzie jeszcze gorzej, albo czy ja i bliscy mi ludzie będziemy jeszcze żywi 💔

Teraz, kilka lat później mieszkam w Turcji i ta historia powraca jak boomerang. Ogień wokół mnie, znowu. Powracają wszystkie przerażające wspomnienia z morderczego czasu w Grecji 😨

Brakuje mi słów i mam szczerą nadzieję, że te nieokiełznane pożary niedługo odejdą i nie pochłoną kolejnych istnień... 😔




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

This year's Internetional Flight Attendant's Day was another one, another one so different for me.

The last one, I spent being hired by my dream airline, but grounded, heartbroken and crying over my wings forbidden to fly because of deadly coronavirus pandemic. 

Today, I spent my special day at work. Flying the world but from the totally different perspective. Surfing over the clouds on board the private jet, doing my best to be the best VIP flight attendant in the world.


I spent this Flight Attendant's day kilometers above the ground, enjoying and being grateful but my heart was and still is with other cabin crew around the world, who didn't manage to come back to aviation or still struggle being grounded and waiting to get their chance and return to the sky. I'm sympathizing with those who dream to be back but also feeling so happy for all of my colleagues who celebrate getting their wings again after a year or even two years of painful break. I'm with you guys, wherever you are and whatever you do, better days are on the way.


Happy International Flight Attendants Day, my dear crew around the globe! You are strong and the best even if your wings temporarily rest! ✈



























Tegoroczny, Międzynarodowy Dzień Stewardessy był dla mnie kolejnym, kolejny takim dniem innym niż wszystkie poprzednie.

Ostatnio, byłam zatrudniona przez linię lotniczą moich snów, ale uziemiona, zapłakana i ze złamanym sercem, bo moim skrzydłom zakazane było latać z powodu cholernej pandemii koronawirusa.

Dzisiejszy dzień spędziłam w pracy. Latając, ale z zupełnie innej perspektywy. Surfując nad chmurami na pokładzie prywatnego odrzutowca i robiąc wszystko, żeby być najlepszą stewardessą VIP na świecie.


Spędziłam ten dzień kilometry nad ziemią, ciesząc się i doceniając każdy moment, ale moje serce było i wciąż jest z innymi cabin crew, którym nie udało się wrócić do lotnictwa albo ciągle męczą się uziemieni i czekają na swoją szansę na powrót w niebiosa. Jednoczę się z tymi, którzy marzą by poczuć to jeszcze raz, ale też cieszę się dla tych, którzy świętują odzyskanie skrzydeł po roku albo nawet dwóch latach bolesnej przerwy. Jestem z Wami, niezależnie od tego gdzie jesteście i czym się obecnie w życiu zajmujecie.


Szczęśliwego Dnia Cabin Crew, moi drodzy rozsiani po całym świecie. Jesteście silni i najlepsi, nawet jeśli Wasze skrzydła chwilowo odpoczywają! ✈




Share
Tweet
Pin
Share
No comments
A few days ago, Şeker Bayramı, or the Sugar Festival colloquially speaking, started. It could even be called a home sweet festival, a three-day celebration of the end of the holy month of Ramadan. In short, these are the days when people enjoy their palates with all kinds of sweets, cakes and other delicacies without any restrictions, which are even inadvisable, and the more sugar you eat, the better... 😉


This three-day break from work, study and the grey of everyday life is a national holiday in Turkey. Everyone has free time, everyone is having fun, everyone is enjoying it. Muslim or not, nobody regrets the sweetness. Sugar comes from all sides and on everything. The tables are dominated by sweet and dripping with fat, but oh-my-god how delicious cakes, sweeter than honey desserts, chocolates, candies and pastries in the form of topped croissants, donuts and extra sweet buns.

Theoretically, Şeker Bayramı is a symbolic comeback to normalcy, a regeneration of vitality after the monthly fast that has just ended. As a reminder - you cannot eat or drink in Ramadan from sunrise to sunset.

In practice, the Sugar Festival is simply a nice time when every believer and non-believer forgets about diets, about healthy eating, finds their inner child and... Sinks into the delight of sweetness on a plate, eats without regret, and the more the better, it is believed that the more sugar you consume during candy days, the more happiness, health, love and good luck you will have for the next year, and not eating a single treat is not welcome and doesn't bode well for a dieter.

Of course, this fortune-telling is only with a grain of salt, but as I would like to take a little more happiness under my wing, I took a short break from my strict diet and enjoyed a bit of baklava and sweet, still warm donuts. Ahhh... I prefer not to think what my scale will show when I stand on it 😅




































Kilka dni temu rozpoczął się Şeker Bayramı, czyli potocznie mówiąc Święto Cukru. Można by wręcz ująć to jako domowy festiwal słodkości, trwająca trzy dni celebracja zakończenia świętego miesiąca Ramadanu. W skrócie to dni, kiedy ludzie cieszą swoje podniebienia najrozmaitszymi słodyczami, ciastami i innymi przysmakami bez żadnych ograniczeń, które wręcz są niewskazane, a im więcej cukru się zje, tym lepiej... 😉


Ta trzydniowa przerwa od pracy, nauki i szarości życia codziennego, to w Turcji święto nie tyle religijne, co narodowe. Każdy ma wolne, każdy się bawi, każdy korzysta. Muzułmanin czy nie, słodkości sobie nie żałuje. Cukier sypie się z każdej strony i do wszystkiego. Na stołach królują przesłodzone i ociekające tłuszczem, ale jakże pyszne ciasta, słodsze niż miód desery, czekolady, cukierki i wypieki w postaci lukrowanych rogali, pączków i drożdżówek.

Teoretycznie, Şeker Bayramı to symboliczny powrót do normalności, regeneracja sił witalnych po miesięcznym poście, który właśnie się zakończył. Tak dla przypomnienia - w Ramadanie od wschodu do zachodu słońca nie można jeść ani pić. 

W praktyce Święto Cukru, to po prostu przyjemny czas, kiedy każdy wierzący i niewierzący zapomina o dietach, o zdrowym odżywianiu, odnajduje w sobie dziecko i... Zatapia się w rozkoszy słodkości na talerzu, je bez pożałowania, a im więcej tym lepiej, bo według wierzenia, im więcej cukru w czasie cukierkowych dni się pochłonie, tym więcej szczęścia, zdrowia, miłości i powodzenia będzie się mieć przez kolejny rok, a nie zjedzenie ani jednego smakołyku nie jest mile widziane i nie wróży niejadkowi najlepiej.

Oczywiście te wróżby to tylko z przymrużeniem oka, ale jako że i ja chciałabym trochę więcej szczęścia pod swoje skrzydła przygarnąć, zrobiłam sobie małą przerwę od swojej ścisłej diety i z przyjemnością podjadłam odrobinę baklavy i słodziutkie, jeszcze ciepłe donuty. Ahhh... Wolę nie myśleć co pokaże moja waga, kiedy na niej stanę 😅




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Most large, prestigious and long-distance airlines offer their passengers the possibility of flights in business class and first class. In the zone for people who want to feel more comfortable, have more space and privacy than in the economy class and highest standards of service on board the aircraft. After such a trip, people usually leave the plane relaxed, calm, full and in a good mood... This is from the perspective of our passengers.
And what does a flight in business class look like through the eyes of a flight attendant?


We all start working in economy class. There is no way to get around it or jump over it. The economy is such a foundation, the stage from which every member of the cabin crew begins their career. Only later, working in the good airline, you can be promoted to business or first class service, but nothing at once, everything takes time and experience.

Looking from the side, you could say that there is not much to do in business, there are fewer passengers than in the economy, and in fact these people just want to relax, work on the computer or read a book, and the flight attendant only occasionally gives something to drink or eat, so they don't  work hard at all, because what an effort it is.

However, in fact it's not like that at all. It's not as easy as it seems. Working in business class, I also encountered many difficulties, with very specific passengers, and the work itself is not just smiling and looking after travelers from time to time.

To be able to start working in business at all, you need to undergo special training, learn luxurious service, preparing and serving meals, serving expensive alcoholic drinks, starters, desserts, arranging tableware, presenting the menu and many others, in accordance with all savoir vivre guidelines and maintaining the highest standards of service.

There are no plastics in business class. There are no cheap cups, plastic trays and cans. What matters here is elegance, class, top standard.

There is no chillout during the flight, there is no laziness, you have to work like a Swiss clock, constantly think two steps ahead, have everything buttoned up, perfectly prepared and arranged so that passengers can not only rest during the trip, not only to please the taste buds with meals, but also to satisfy the eyes of what is on their plates.


Before my first day in business, I was terrified. I was shaking like jelly, and my legs were made of cotton wool on my way to the flight. I felt that it would be a disaster, that I wouldn't be able to manage and that it would be a total failure. Luckily, despite my bad feelings and difficult start, everything was fine and with each another flight, when I was getting used to it - it was getting better and better.

Working in this zone gave me a lot of valuable experience, even though at first I felt lost like a little lamb and didn't count on ever finding myself there in a business class. There were many great moments, great memories, but I also didn't miss the unpleasantness of haughty, narcissistic stuffed shirts (read some passengers).

That bad? No. Not that bad. Yes, there were people from hell, celebrities and haughty people, but luckily not all of them. Such pearls happen everywhere, although it cannot be denied that here they are a bit more often than in economy...



I experienced everything, everything strengthened me, and most importantly... It opened the way for me to much better opportunities, which I hadn't even dreamed of when flying in business, and in no way I could imagine myself in the role for which the experience with silver class led me, for which now, in retrospect, I am extremely grateful.





































Większość dużych, prestiżowych i dalekobieżnych linii lotniczych oferuje swoim pasażerom możliwość lotów w klasie biznes i klasie pierwszej. W strefie dla osób chcących poczuć się bardziej komfortowo, mieć więcej przestrzeni i prywatności niż w ekonomicznej i najwyższych standardów obsługę na pokładzie samolotu. Po takiej podróży ludzie zazwyczaj opuszczają samolot zrelaksowani, wyciszeni, najedzeni i w dobrym nastroju... To z perspektywy naszych pasażerów.
A jak wygląda lot w klasie biznesowej oczami stewardessy?


Wszyscy zaczynamy od pracy w klasie ekonomicznej. Tego nie da się w żaden sposób obejść ani przeskoczyć. Ekonomik to taka podstawa, etap, od którego swoją karierę rozpoczyna każdy członek personelu pokładowego. Dopiero później, pracując w odpowiedniej linii, można awansować do obsługi klasy biznesowej czy pierwszej, jednak nic od razu, wszystko wymaga czasu i doświadczenia.

Patrząc z boku, można by powiedzieć, że w biznesie nie ma zbyt wiele do robienia, jest mniejsza ilość pasażerów niż w ekonomii i tak naprawdę ci ludzie chcą się po prostu zrelaksować, popracować na komputerze czy poczytać książkę, a stewardessa jedynie od czasu do czasu podaje coś do picia czy zjedzenia, więc w sumie wcale się nie napracuje, bo co to za wysiłek.

Jednak w rzeczywistości to wcale nie tak. Wcale nie jest tak łatwo, jak się wydaje. Pracując w klasie biznesowej również napotkałam na wiele trudności, na bardzo specyficznych pasażerów, a sama praca to też nie samo uśmiechanie się i doglądanie podróżników od czasu do czasu. 

Żeby w ogóle móc zacząć pracować w biznesie, trzeba przejść specjalne szkolenie, nauczyć się luksusowego serwisu, przygotowywania i nakładania posiłków, serwowania drogich alkoholi, przystawek, deserów, układania zastawy, przedstawiania karty dań i wielu innych, zgodnie ze wszystkimi wytycznymi savoir vivre'u i zachowaniem najwyższych standardów obsługi.

W biznes klasie nie ma plastików. Nie ma tanich kubeczków, plastikowych tacek i puszek. Tu liczy się elegancja, klasa, najwyższa półka.

W czasie lotu nie ma luzu, nie ma obijania się, trzeba działać jak w szwajcarskim zegarku, ciągle myśleć o dwa kroki w przód, mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, idealnie przygotowane i ułożone, aby pasażerowie nie tylko mogli podczas podróży wypocząć, nie tylko zadowolić posiłkami kubki smakowe, ale też nacieszyć oczy wyglądem tego, co znajduje się na ich talerzach. 


Przed swoim pierwszym dniem pracy w biznesie byłam przerażona. Trzęsłam się jak galaretka, a idąc na lot miałam nogi jak z waty. Czułam, że to będzie katastrofa, że sobie nie poradzę i wyjdzie z tego totalna porażka. Całe szczęście mimo złych przeczuć i niełatwego początku, wszystko było dobrze i z każdym kolejnym lotem, kiedy zaczynałam już się przyzwyczajać - było coraz lepiej. 

Praca w tej strefie dała mi wiele cennego doświadczenia, mimo, że na początku czułam się zagubiona jak mała owieczka i nie liczyłam na to, że kiedykolwiek się odnajdę. Było wiele świetnych momentów, super wspomnień, ale też nie ominęły mnie przykrości ze strony wyniosłych, narcystycznych bufonów (czyt. niektórych pasażerów). 

Aż tak źle? Nie. Nie aż tak źle. Owszem, zdarzali się ludzie z piekła rodem, gwiazdunie i pyszałki, ale całe szczęście nie wszyscy. Takie kwiatki zdarzają się wszędzie, chociaż nie da się ukryć, że tu nieco częściej niż w ekonomii...



Wszystko przeżyłam, wszystko mnie wzmocniło, a co najważniejsze... Otworzyło przede mną drogę do o wiele lepszych możliwości, o których latając wtedy w biznesie nawet mi się nie śniło i w żaden sposób nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie w roli, do której doświadczenie z silver class mnie doprowadziło, za co teraz, z perspektywy czasu jestem wyjątkowo wdzięczna.





Share
Tweet
Pin
Share
No comments
Newer Posts
Older Posts

About Magdalene Anne

About Magdalene Anne
A VVIP Flight Attendant, citizen of the world, living in the sky and loving Greece. Addicted to seafood, travel, evening walks on the beach and a little magic, roses & chocolate always welcome. BASED IN: TURKEY, ASIA.

MENU

  • Home
  • Flight Attendant
  • Life in Antalya, Turkey
  • Life in Dubai, United Arab Emirates
  • Life in Barcelona, Spain
  • Life in Venice, Italy
  • Life in London, United Kingdom
  • My Emirates Flight Attendant Story
  • About Me
  • Contact
  • Privacy Policy of Magdalene Anne Blog.

Social Media

Social Media
If you want to see more of my adventures, travel experience, cabin crew life and get to know me better... Follow me on my Instagram account @flymagdalene_

recent posts

Popular Posts

  • So this is Christmas!🎄
  • Best friends to strangers
  • She tried to KILL ME

Blog Archive

  • ▼  2021 (21)
    • ▼  September (2)
      • Best friends to strangers
      • She tried to KILL ME
    • ►  August (4)
      • Country of fears & tears
      • Magical sense
      • YOU MUST HAVE KIDS!!!
      • Six Blogging Years! 💕
    • ►  July (1)
      • Antalya's burning.
    • ►  June (1)
      • Flight Attendant's Day 2021
    • ►  May (3)
      • Şeker Bayramı
      • Business Class
    • ►  April (2)
    • ►  March (5)
    • ►  February (2)
    • ►  January (1)
  • ►  2020 (24)
    • ►  September (1)
    • ►  August (1)
    • ►  May (6)
    • ►  April (3)
    • ►  February (4)
    • ►  January (9)
  • ►  2019 (25)
    • ►  December (5)
    • ►  October (1)
    • ►  September (6)
    • ►  August (1)
    • ►  July (3)
    • ►  May (4)
    • ►  January (5)
  • ►  2018 (65)
    • ►  December (1)
    • ►  November (4)
    • ►  October (5)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  June (2)
    • ►  May (5)
    • ►  April (5)
    • ►  March (11)
    • ►  February (7)
    • ►  January (14)
  • ►  2017 (41)
    • ►  December (11)
    • ►  November (7)
    • ►  October (1)
    • ►  September (5)
    • ►  August (4)
    • ►  July (5)
    • ►  June (2)
    • ►  March (1)
    • ►  February (3)
    • ►  January (2)
  • ►  2016 (33)
    • ►  December (4)
    • ►  November (4)
    • ►  October (2)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  May (5)
    • ►  April (1)
    • ►  February (2)
    • ►  January (4)
  • ►  2015 (37)
    • ►  December (4)
    • ►  November (6)
    • ►  October (6)
    • ►  September (2)
    • ►  August (19)

Contact Form

Name

Email *

Message *

Created With By ThemeXpose & Blogger Templates