MagdaleneAnne  Blog ★


Beautiful, long-haired, flirting with pilots, tall lady on high heels, legs long to the sky, smiling, sympathetic, elite, nice smelling and nice-looking to make passengers enjoy the flight. This description sounds familiar? 



How many times when you heard the word "stewardess" such a picture came to your mind? There are plenty of stereotypes and stories about flight attendants. Over the years, thousands of them have been created, from generation to generation framed in a spicy and sparkling aureola, they have grown to the rank of legends about dragons and unicorns. How many of these beliefs passed from grandmothers to grandchildren are true? I will probably surprise you - none. Most of them not only are not real, but are also harmful, painful and very unfair to people doing this job. 

Silly girls for whom only beautiful appearance, money, nice photos in uniforms and prestige count. Running on high heels and shaking their butt in front of the pilots, having nothing in their heads and living romance. Girls who are unfit for life, unable to have a long term relationship, for whom marriage and kids are the words deleted from the dictionary. Avoiding commitments, frequently changing partners, having a different guy at every airport and in every country, they probably slept with half of the world, of course. They will be old maids, they'll never settle their lives, nobody will want them, hussies. 

They can only smile, look beautiful and walk like queens, waitresses in the air. They serve food and clean up the trash, what they're paid for, pfff. What's so difficult about it? Empty dolls. Someone should speak to them reasonably, how can they live like that! They'll have a job until they're thirty, and when they stop being pretty, they'll have nowhere to live, without any money or perspectives, because they will no longer be needed by anyone. They'll regret the wasted time. 

"I wonder how many pilots she has already slept with" 
"I have to watch them out, because they may pick up my husband on the plane." 
"Maybe I can get one of them? They like quick adventures." 
"I will tell her some dirty words, maybe she'll come to me" 


What about stewards? Ah, those unfaithful guys, pick up girls on their uniforms when their woman stays at home and thinks she is loved. Men living on taking girls to bed, after all, have so many opportunities to catch, they've probably created an international collection. They are lucky, women coming to them like to gold, surely many men could be jealous of them. Ah poor their partners, constantly cheated and betrayed. But wait, all flying men are gay! It's such a feminine profession, no real man does it! 

"I'll talk to him, he'll probably go easy, he's just waiting for fun."
 "Gay, real men don't serve people." 
"Male doll, humiliates himself." 



Such sick and humiliating stereotypes, arising from the too big imagination, and above all the ignorance and lack of knowledge of those who create and spread them, are misleading, offensive and simply harmful, and as close to the truth as the rabbit is to the dragon. 
Those who say such nonsense are none other than people who have never ever in their lives had anything to do with either aviation or cabin crew, and the only thing they speak about is pictures and stereotypes heard from other people, so it's closed circle. 
If only they knew those working in planes privately, they would know that they are really normal people, loving, having long-term relationships, families, husbands, wives, kids, creating a normal life and relationships with others, just rich in lot of great experiences, exploring the world, new cultures, places, nations, with very broad (on the contrary to people living stereotypes) horizons. Not just singles and playboys, as it seems to some people. 
Flight attendants are not stupid and empty dolls who jump on pilots and are unable to hold their legs together. They are not slutty girls who are looking for erotic adventures under the camouflage of business trips. They are not cute idiots who can only smile and serve drinks in the air, with no perspectives for the future. They are decent, wise and educated people with experience and excellent perspectives for the future. They are women with passions who, apart from work, have their settled life in the place where they live and don't change their partners all the time. 
Stewards are not male Barbie dolls who have been stripped of their masculinity and told to serve others. They don't do this job just to pick up as many girls as possible and be able to brag amongst their friends. They don't lead a double, triple or quadruple life with many women at the same time. Many of them are husbands and fathers, faithful and loving, and not, as it seems, womanizers using uniforms to get mistresses. 


And above all else, all those who live in misconceptions and think that flight attendants are just waitresses in the air, should think about about one thing: who would help them and what would they do if something bad happened during the flight, fainting, heart attack, stroke, epilepsy attack, panic attack, childbirth, cardiac arrest or even death, which, contrary to appearances, are not a script from an action movie, but reality that happens more often than anyone might think. Who would help them if an emergency occurred? Who would show them where and what to do, what to use to save themselves? Surely cola and cake, right? 
Exactly. Maybe by putting themselves in imagination in such a hypothetical situation they would understand that cabin crew are not on board just to look beautiful and give passengers meals, but above all, they are responsible for their lives and health, for saving them in an emergency, for securing their survival. Maybe they would understand that being a flight attendant is a damn responsible job that the stupid and the weak wouldn't be able to do. 


I hope that at least some of the people who unfairly assess flight attendants will someday find out how much mistaken they are and that cabin crew are really people carrying their safety in their hands while flying and that these people can save their life. I hope that those people who live stereotypes will see the true reality and appreciate, and after their flight will feel gratitude for the efforts put into ensuring their good travel and safety.











Piękna, długowłosa, flirtująca z pilotami, wysoka pani na szpilkach, z nogami do nieba, uśmiechająca się, sympatyczna, elitarna, pachnącą i ładnie wyglądająca, by uprzyjemnić pasażerom lot samolotem. Opis brzmi znajomo? Ile razy, słysząc słowo "stewardessa" właśnie taki obraz stanął Ci przed oczami?




Stereotypów i wyobrażeń na temat stewardess jest mnóstwo. Przez lata powstały ich tysiące, z pokolenia na pokolenie oprawiane w pikantną i aż iskrzącą otoczkę, urosły do rangi legend o smokach i jednorożcach. Ile z tych przekonań przekazywanych od babć do wnuków jest prawdziwych? Pewnie Cię zaskoczę - żadne. Większość z nich nie dość, że nie jest prawdziwa, to jeszcze jest krzywdząca dla osób wykonujących ten zawód.

Głupie dziewczyny, dla których liczy się tylko piękny wygląd, pieniądze, ładne zdjęcia w mundurkach i prestiż. Biegające na szpilkach i kręcące tyłkiem przed pilotami, mające siano w głowie i żyjące romansami. Panny nienadające się do życia, niezdolne do stałego związku, dla których małżeństwo i dzieci to słowa wykreślone ze słownika. Unikające zobowiązań, skaczące z kwiatka na kwiatek, mające innego faceta na każdym lotnisku i w każdym kraju, pewnie spały już z połową świata, a jakże. Będą starymi pannami, nigdy nie ułożą sobie życia, nikt nie będzie ich chciał, latawice jedne.

Potrafią się tylko uśmiechać, pięknie wyglądać i paradować, kelnerki w powietrzu. Podają jedzenie i sprzątają śmieci, za co oni im płacą, pfff. Co w tym trudnego? Puste lalki. Ktoś powinien im do rozumu przemówić, jak można tak żyć! Będą miały pracę do trzydziestki, a jak przestaną być ładne, wylądują pod mostem bez grosza i perspektyw, bo nie będą się już do niczego nadawały. Pożałują zmarnowanego czasu.

"Ciekawe z iloma pilotami już spała"
"Trzeba na nie uważać, bo jeszcze męża mi w samolocie poderwą."
"A może uda mi się którąś zaliczyć? Przecież one lubią szybkie przygody."
"Poślę jej kilka świńskich tekstów, może na mnie poleci"



A co ze stewardami? Ah, ci to niewierne chłopiny, podrywają dziewczyny na mundur, kiedy ich kobieta siedzi w domu i myśli, że jest kochana. Typki żyjące z zaciągania panienek do łóżka, przecież mają takie pole do popisu, zapewne stworzyli już międzynarodową kolekcję. Ci to mają szczęście, kobiety same cisną im się do łoża, niejeden facet im zazdrości. Ah biedne te ich partnerki, ciągle zdradzane i oszukiwane. Ale czekaj, przecież wszyscy latający faceci to geje! To przecież taki damski zawód, żaden prawdziwy mężczyzna się tym nie zajmuje!

"Zagadam do niego, pewnie łatwo pójdzie, przecież on tylko czeka na zabawę."
"Pedał, prawdziwi mężczyźni nie usługują ludziom."
"Męska lalka, poniża się."



Takie chore i uwłaczające stereotypy, biorące się z wybujałej wyobraźni, a przede wszystkim niewiedzy tych, którzy je tworzą i szerzą, są mylne, obraźliwe i po prostu krzywdzące, a do prawdy im tak blisko, jak królikowi do smoka.
Ci, którzy wygadują takie bzdury, to nikt inny jak ludzie, którzy nigdy w życiu nie mieli nic wspólnego ani z lotnictwem, ani z personelem pokładowym i jedyne, na czego podstawie się wypowiadają, to obrazki i stereotypy zasłyszane od innych ludzi, więc koło się zamyka.
Gdyby tylko znali pracujących w samolotach prywatnie, wiedzieliby, że tak naprawdę to normalni ludzie, kochający, będący w wieloletnich związkach, mający rodziny, mężów, żony, dzieci, tworzący normalne życie i relacje z innymi, tylko urozmaicone o wiele świetnych doświadczeń, poznawanie świata, nowych kultur, miejsc, narodów, z bardzo szerokimi (w przeciwieństwie do ludzi żyjących stereotypami) horyzontami. Nie sami single i lekkoduchy, jak to się niektórym wydaje.
Stewardessy to nie głupie i puste lalunie, które rzucają się na pilotów i nie potrafią utrzymać nóg razem. To nie puszczalskie dziewoje, które pod przykrywką służbowych podróży szukają przygód erotycznych. To nie słodkie idiotki, które potrafia się tylko uśmiechać i podawać drinki w powietrzu, nie mając perspektyw na przyszłość. To porządne, mądre i wykształcone osoby, z doświadczeniem i doskonałymi perspektywami na przyszłość. To kobiety z pasjami, które poza pracą, mają swoje ustatkowane życie w miejscu, w którym mieszkają i nie skaczą z kwiatka na kwiatek.
Stewardzi to nie męskie lalki Barbie, którym odebrano męskość i kazano usługiwać innym. Nie wykonują tej pracy tylko po to, żeby poderwać jak najwięcej dziewczyn i móc się tym pochwalić kolegom. Nie prowadzą podwójnego, potrójnego ani poczwórnego życia z wieloma kobietami jednocześnie. Wielu z nich to mężowie i ojcowie, wierni i kochający, a nie, jak wielu się wydaje - psy na baby wykorzystujące mundur na zachętę.


A przede wszystkim, wszyscy ci, którzy żyją w błędnych przekonaniach i myślą, że stewardessy to tylko kelnerki w powietrzu, powinni zastanowić się, kto by im pomógł i co by zrobili, gdyby w czasie lotu wydarzyło się coś złego, omdlenie, zawał, udar, atak padaczki, paniki, poród, zatrzymanie krążenia czy nawet śmierć, które wbrew pozorom nie są scenariuszem z filmu akcji, a realiami, które zdarzają się częściej niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Kto by im pomógł, gdyby wystąpiła sytuacja awaryjna? Kto by im pokazał, gdzie i co należy zrobić, czego użyć, by się uratować? Zapewne cola i ciastko, prawda?
No właśnie. Może stawiając się oczami wyobraźni w takiej hipotetycznej sytuacji zrozumieliby, że personel pokładowy nie znajduje się na pokładzie tylko po to, by ładnie wyglądać i wydawać pasażerom posiłki, a przede wszystkim, jest odpowiedzialny za ich życie i zdrowie, za ocalenie ich w sytuacji zagrożenia, za zabezpieczenie ich przetrwania. Może zrozumieliby, że to cholernie odpowiedzialna robota, w której głupi i słabi by sobie nie poradzili.


Mam nadzieję, że choćby do części ludzi, którzy mylnie i krzywdząco oceniają stewardessy, dotrze kiedyś, w jak wielkim są błędzie i że tak naprawdę to są osoby, w których rękach spoczywa ich bezpieczeństwo w czasie lotu samolotem i że to właśnie te osoby mogą uratować ich życie. Mam nadzieję, że ci ludzie, którzy żyją stereotypami, przejrzą na oczy i docenią, a po swoim locie poczują wdzięczność za starania włożone w zapewnienie im dobrej podróży i bezpieczeństwa.





Share
Tweet
Pin
Share
No comments
Problems, bad news, uncertain situation, quarrels, breakups, disease, work, money... These are just a few points from a long list of things that can effectively mess thoughts up and destroy a good mood, and above all are the perfect partners in crime of the silent killer - stress. Stress, from which it's difficult to escape, it's actually impossible, but you can always reduce it. Are you good at this or you hardly survive the storm? 



What I write here can be very surprising for some people, but it is painfully real. 
Everyone in everyday life encounters a lot of stressful events and situations, but not everyone responds well to these stimuli. Most people usually become a nervous wreck when exposed to adverse conditions, although many don't want to admit it, even to themselves. Even for themselves, and above all for the environment, they put on a tough guy's mask that hides a storm inside and worries about everything around. You, dear reader, probably know pretty well what I am writing about, because you have certainly experienced it yourself or are currently experiencing it. Needle for needle and man becomes a bristling ticking bomb that must one day explode, leading to destruction outside, or what worse - inside. 

I'm writing about it for one important reason, which (especially in the current situation, which is not easy for anyone), you must remember and never forget. 
I was also a masked doll who's been carefully hiding everything she felt, everything that exhausted my mind. For people, a grin from ear to ear, and inside I was devoured by stress, fear, one big mess. For people, everything perfect, and in real crying in secret, so that nobody notices, just so nobody knows that something bad is going on. Yes, yes, exactly. This is the most real side of me. The same person who was basically empowered by stress at work and coped even with dancing on a knife blade, in private life was not so light and stress-free. 
Until the moment that opened my eyes and realized a very important thing. Until the moment when only a few weeks ago I was one step close to losing my life, until I thought it was over and all good memories passed through my mind like a movie, and all I could hear was just silence. 
This event changed my thinking totally. And going ahead of your wrong conclusions - no, it had nothing to do with the corona pandemic. Since then, smaller and larger problems, blurred perspectives, ambitious plans constantly moving away, everyday turbulence and occasional bombing, or situations similar to walking on a minefield, or not necessarily cheerful currently reality, have stopped to be so important as before. 
I stopped fighting my thoughts, stopped stressing about what I couldn't change, stopped worrying and thinking about things that took a smile off my face and things that simply - blocked and burned me from the inside, and I began to see two times more of what was good, even in these darkest moments, and above all - enjoy every moment I have. 
Someone who has known me for a long time will say that I've always been like this, an incurable optimist who even sees gold in coal, so nothing new. Yes, maybe no big change, but it is great, because you can believe me or not - not everything was as it seemed, and being a person last-minute saved from death, you begin to look at life from a completely different perspective and feel gratitude for every breath. It all made me realize that there was still a lot of pessimism in me that I didn't see, or rather ignored, because it didn't hurt my eyes like it does now. 
That's why you and all those who are also stressed too much and can easily be maneuvered into darkness, rethink every negative news a hundred times and are afraid of what will happen tomorrow, feel uncertain, both during a pandemic and when the better days come and it will be over, in everyday life and at work - I advise you to focus only on what gives strength, pleasure, a sense of fulfillment, progress, happiness... And value every second, enjoy every breath, show love to the people you love, take on challenges, do what you lacked courage before and enjoy life because you never know when you may lose it, so appreciate it because you only have one. Enjoy, love, smile as much as possible and be happy, and put stress and other negative things aside. Sounds trivial, but it can change a lot.











Problemy, złe informacje, niepewna sytuacja, kłótnie, rozstania, choroby, praca, pieniądze... To tylko kilka elementów z długiej listy rzeczy, które potrafią skutecznie zmącić myśli i popsuć dobry nastrój, a przede wszystkim są idealnymi partnerami cichego zabójcy - stresu. Stresu, od którego ciężko jest uciec, właściwie jest to niemożliwe, ale zawsze można go ograniczyć. Jesteś w tym dobry czy ciężko Ci wytrwać? 



To, co tutaj napiszę, dla niektórych może być bardzo zaskakujące i zadziwiające, ale do bólu prawdziwe.
Każdy w życiu codziennym spotyka się z ogromem stresujących wydarzeń i sytuacji, ale nie każdy na te bodźce reaguje dobrze. Większość ludzi zazwyczaj po wystawieniu na niezbyt sprzyjające warunki, staje się kłębkiem nerwów, mimo, że wielu nie chce się do tego przyznać, nawet przed samym sobą. Nawet dla siebie samych, a przede wszystkim dla otoczenia, zakładają maskę twardziela, który w środku skrywa burzę i martwi się wszystkim wokoło. Ty, drogi czytelniku, zapewne dobrze wiesz, o czym piszę, bo z całą pewnością sam tego doświadczyłeś bądź aktualnie doświadczasz. Igiełka do igiełki i człowiek staje się najeżoną tykającą bombą, która kiedyś musi wybuchnąć, prowadząc do destrukcji na zewnątrz, albo co gorsza - wewnątrz. 

Piszę o tym z jednego ważnego powodu, o którym (zwłaszcza w obecnej sytuacji, która dla nikogo nie jest łatwa), trzeba sobie przypomnieć i nigdy o nim nie zapominać. 
Ja też byłam taką zamaskowaną lalką, która bardzo starannie ukrywała wszystko to, co czuła, wszystko to, co mnie męczyło. Dla ludzi uśmiech od ucha do ucha, a w środku zżerał mnie stres, strach, jeden wielki bałagan. Dla ludzi wszystko idealnie, a w rzeczywistości płacz w ukryciu, żeby nikt nie zauważył, żeby tylko nikt nie wiedział, że dzieje się coś złego. Tak tak, tak, było. To jak najbardziej realna druga strona mnie. Ta sama osoba, która w pracy stresem niemalże się żywiła i radziła sobie nawet z tańcem na ostrzu noża, w życiu prywatnym już taka lekka i bezstresowa nie była. 
Aż do momentu, który otworzył mi oczy i uświadomił bardzo ważną rzecz. Do momentu, kiedy zaledwie kilka tygodni temu mało brakowało, a moje życie by się skończyło, do momentu, kiedy myślałam, że to już koniec i wszystkie dobre wspomnienia stanęły mi przed oczami, a w uszach miałam tylko głuchą ciszę. To zdarzenie zmieniło mój tok myślenia o 180 stopni. I od razu wyprzedzam mylne skojarzenia - nie, nie miało to nic wspólnego z panującą pandemią. Od tamtej chwili problemy mniejsze i większe, zamazane perspektywy, wciąż oddalające się ambitne plany, zawirowania dnia codziennego i okazjonalne bombardowania bądź sytuacje przypominające chodzenie po polu minowym, czy niekoniecznie wesoła obecnie otaczająca nas rzeczywistość, przestały mieć takie znaczenie jak wcześniej. 
Przestałam toczyć walkę myśli, przestałam się stresować tym, czego nie mogę zmienić, przestałam się zamartwiać i myśleć o sprawach, które zabierały uśmiech z twarzy i mówiąc najprościej - blokowały mnie i wypalały od wewnątrz, a zaczęłam ze zdwojoną siłą dostrzegać to, co dobre, nawet w tych najczarniejszych chwilach, a przede wszystkim - cieszyć się każdą chwilą, którą mam. 
Ktoś, kto zna mnie już od dłuższego czasu powie, że przecież ja zawsze taka byłam, niepoprawna optymistka, która nawet w węglu widzi złoto, więc nic nowego. Owszem, może i żadna z pozoru wielka zmiana, ale jednak wielka, bo możecie mi wierzyć lub nie - nie wszystko było takie jak się wydawało, a będąc osobą w ostatniej chwili uratowaną przed śmiercią, zaczyna się patrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy i czuć wdzięczność za każdy oddech. To wszystko uświadomiło mi, że było we mnie jeszcze wiele czarnowidztwa, którego nie dostrzegałam, albo raczej ignorowałam, bo nie raziło mnie po oczach tak jak teraz. 
Dlatego też Tobie i wszystkim, którzy również stresują się w nadmiarze, dają się łatwo wmanewrować w ciemne zaułki, przeżywają każdą negatywną wiadomość razy sto i boją się, co będzie jutro, gdybają i czują niepewność, zarówno w czasie pandemii, jak i wtedy, kiedy nadejdą lepsze dni i będzie już po wszystkim, w życiu codziennym i w pracy - radzę skupić się tylko na tym, co daje siłę, sprawia przyjemność, daje poczucie spełnienia, rozwoju, realizacji i cenić każdą sekundę, cieszyć się każdym oddechem, okazywać miłość tym, których kochasz, podejmować wyzwania, robić to, na co brakowało Ci wcześniej odwagi i cieszyć się życiem, bo nigdy nie wiesz, kiedy możesz je stracić, więc doceń je, bo masz tylko jedno. Ciesz się, kochaj, uśmiechaj jak najwięcej i bądź szczęśliwy, a stres i inne negatywne rzeczy odstaw na bok. Brzmi banalnie, ale może zmienić wiele. 



Share
Tweet
Pin
Share
No comments
For years, I've been told that I have to have limits. For years, I've been told not to stand out from the crowd. For years I listened not to tilt at windmills, because I won't get what I want. 


Yes I will. 


Last time (no, not coronavirus), showed me perfectly well how huge and unforgivable sin I committed against myself for over a dozen years of my life - the sin of limiting my ambitions, because older people stubbornly put it to my mind that it's not proper to do so... 

Now, being at the point of my professional and private life, even in a geographical place where I am, I know that a few years ago, when I decided to break the patterns and follow my path completely different than it was planned for me, I gave myself the greatest gift, that I could create for myself, without knowing it. I gave myself freedom and strength. Strong enough to tread my own paths, break free from routine, narrow horizons and go for what I want. 
It was my first step towards finding my true self. And later? Later it was just up, getting stronger, getting harder, getting higher. I have made many changes in my life, often extreme, risky and very sudden, every time my nose sniffed out that it was no longer the good position, that it wouldn't bring me anything good, wouldn't develop me or give me anything I expect. 
People doubted my sober thinking and realistic view of the world, when I left this, left that... And started something completely new at the other end of the world (literally). I changed companies, moved to other countries, ended my wings-breaking relationships, climbed higher and higher because I knew I deserved more and I'm not going to accept less than I am worth. 
People were shaking their heads, saying that something was wrong with me, that I was crazy... Maybe I am crazy, but thanks to all the changes I made, throwing myself into deep end and going to unknown places, now, after only a few years after starting my own path, I am on the top of the top of my dreams and goals, which not so long ago seemed to me something beyond my reach. 

Take what they give you, they said... And I said no, I put my value above all and stopped accepting less than I deserve. As I left, I knew that leaving everything behind, I am going for the better, for what I wouldn't have had the chance to get staying behind. 
And here and now I am a happy, successful and so incredibly happy person that words can't describe it. And yes, again on the other end of the world. 

Last months have made me realize how grateful I am now for all this stubbornness, going against the grain, doing so in spite of many people and being meticulously sticking to the plan, no matter what. It made me realize how well I feel now, when everything I've gone through has exactly the effect I dreamed of, and even better. All I had to do was reach for what was mine and under no circumstances listen to people. 


I have already learned to appreciate myself and not accept what is below my level and now I am the living proof to myself that where's the will there's a way. And you?









Przez całe lata mówiono mi, że trzeba mieć granice. Przez całe lata powtarzano mi, żeby się nie wybijać przed szereg. Przez całe lata wysłuchiwałam, żeby nie porywać się z motyką na słońce, bo i tak nie dostanę tego, czego chcę. 

Owszem, dostanę. 


Ostatni czas (nie, nie koronawirus), idealnie pokazał mi, jak ogromny i niewybaczalny grzech przeciwko samej sobie popełniałam przez kilkanaście lat swojego życia - grzech ograniczania swoich ambicji, bo ludzie starsi uparcie kładli mi do głowy, że nie wypada... 

Teraz, będąc w miejscu życiowym, zawodowym i prywatnym, a nawet geograficznym, w którym jestem, wiem, że kilka lat temu, postanawiając złamać schematy i pójść swoją ścieżką, zupełnie inną, niż była dla mnie z góry zaplanowana, dałam sobie największy prezent, jaki mogłam sama dla siebie stworzyć, wtedy jeszcze o tym nie wiedząc. Dałam sobie wolność i siłę. Siłę na tyle dużą, żeby wydeptywać własne ścieżki, wyrwać się z rutyny, okrojonych horyzontów i iść po to, czego chcę. 
To był mój pierwszy krok ku odnalezieniu prawdziwej siebie. A później? Później było już tylko w górę, coraz silniej, coraz intensywniej, coraz wyżej. Dokonywałam w życiu wielu zmian, niejednokrotnie ekstremalnych, ryzykownych i nagłych za każdym razem, kiedy mój nos wyczuł, że to już nie jest to, że już nic dobrego dane położenie mi nie przyniesie, w żaden sposób mnie nie rozwinie ani nie da tego, czego oczekuję. 
Ludzie wątpili w moje trzeźwe myślenie i realistyczne spojrzenie na świat, kiedy porzucałam to, porzucałam tamto i zaczynałam coś kompletnie nowego na drugim końcu świata (dosłownie). Zmieniałam firmy, przeprowadzałam się do innych krajów, kończyłam podcinające skrzydła relacje, wspinałam się wyżej i wyżej, bo wiedziałam, że zasługuję na więcej i nie mam zamiaru godzić się na mniej, niż jestem tego warta. 
Ludzie kręcili głowami, twierdzili, że coś jest ze mną nie tak, że jestem szalona... Może i jestem szalona, ale dzięki wszystkim tym zmianom, których dokonałam, rzucaniu się na głęboką wodę i wyruszaniu w nieznane strony, jestem teraz, po zaledwie kilku latach od rozpoczęcia swojej własnej drogi, na szczycie swoich marzeń i celów, które wcale nie tak dawno, wydawały mi się jeszcze czymś nieosiągalnym. 

Bierz co ci dają, mówili... A ja powiedziałam nie, postawiłam swoją wartość ponad wszystko i przestałam akceptować mniej niż na to zasługuję. Odchodząc wiedziałam, że zostawiając wszystko za sobą, idę po lepsze, po to, czego nie miałabym szans dostać zostając w tyle. 
I oto i teraz jestem ja, zadowolona, odnosząca sukcesy i tak cholernie szczęśliwa osoba, że słowa nie potrafią tego opisać. I tak, znowu na drugim końcu świata. 

Ostatni czas uświadomił mi, jak bardzo jestem sobie teraz wdzięczna, za cały ten upór, chodzenie pod prąd, robienie wielu ludziom na przekór i skrupulatne trzymanie się planu, niezależnie od wszystkiego. Uświadomił mi, jak dobrze czuję się teraz, kiedy wszystko, co przeszłam, przyniosło dokładnie taki efekt, o jakim marzyłam, a nawet lepszy. Wystarczyło tylko sięgać po swoje i pod żadnym pozorem nie słuchać ludzi. 


Ja już nauczyłam się cenić siebie i nie akceptować tego, co jest poniżej mojego poziomu i teraz sama dla siebie jestem żywym dowodem, że chcieć to móc. A Ty?






Share
Tweet
Pin
Share
No comments
Newer Posts
Older Posts

About Magdalene Anne

About Magdalene Anne
A VVIP Flight Attendant, citizen of the world, living in the sky and loving Greece. Addicted to seafood, travel, evening walks on the beach and a little magic, roses & chocolate always welcome. BASED IN: TURKEY, ASIA.

MENU

  • Home
  • Flight Attendant
  • Life in Antalya, Turkey
  • Life in Dubai, United Arab Emirates
  • Life in Barcelona, Spain
  • Life in Venice, Italy
  • Life in London, United Kingdom
  • My Emirates Flight Attendant Story
  • About Me
  • Contact
  • Privacy Policy of Magdalene Anne Blog.

Social Media

Social Media
If you want to see more of my adventures, travel experience, cabin crew life and get to know me better... Follow me on my Instagram account @flymagdalene_

recent posts

Popular Posts

  • So this is Christmas!🎄
  • Best friends to strangers
  • She tried to KILL ME

Blog Archive

  • ►  2021 (21)
    • ►  September (2)
    • ►  August (4)
    • ►  July (1)
    • ►  June (1)
    • ►  May (3)
    • ►  April (2)
    • ►  March (5)
    • ►  February (2)
    • ►  January (1)
  • ▼  2020 (24)
    • ►  September (1)
    • ►  August (1)
    • ►  May (6)
    • ▼  April (3)
      • Typical stewardess
      • Celebrate your life
      • Deserve more
    • ►  February (4)
    • ►  January (9)
  • ►  2019 (25)
    • ►  December (5)
    • ►  October (1)
    • ►  September (6)
    • ►  August (1)
    • ►  July (3)
    • ►  May (4)
    • ►  January (5)
  • ►  2018 (65)
    • ►  December (1)
    • ►  November (4)
    • ►  October (5)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  June (2)
    • ►  May (5)
    • ►  April (5)
    • ►  March (11)
    • ►  February (7)
    • ►  January (14)
  • ►  2017 (41)
    • ►  December (11)
    • ►  November (7)
    • ►  October (1)
    • ►  September (5)
    • ►  August (4)
    • ►  July (5)
    • ►  June (2)
    • ►  March (1)
    • ►  February (3)
    • ►  January (2)
  • ►  2016 (33)
    • ►  December (4)
    • ►  November (4)
    • ►  October (2)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  May (5)
    • ►  April (1)
    • ►  February (2)
    • ►  January (4)
  • ►  2015 (37)
    • ►  December (4)
    • ►  November (6)
    • ►  October (6)
    • ►  September (2)
    • ►  August (19)

Contact Form

Name

Email *

Message *

Created With By ThemeXpose & Blogger Templates