MagdaleneAnne  Blog ★


"You still wander" 
"You spend more time abroad than at home"
"Don't you mind living out of suitcase?" 

There is really no week when someone would not ask me "AREN'T YOU BORED?!" 
There are also words of compassion "MUST BE HARD, ALL THE TIME ON A JOURNEY". 
I can't also complain about the lack of "SUCH LIFE IS NOT A LIFE". 

One conclusion quickly comes to mind: the work of a flight attendant is not a job for the homebodies who are afraid of challenges and changes. Such people will quickly feel tired, burned out, irritated by the lack of stability and continuous rotations that turn life upside down.
And me? I am a traveler who needs a change of place like oxygen. Yes, ladies and gentlemen, for me it's not a torment, not a difficulty which others cannot get over. For me, this work is a guarantee of a constant breeze of freshness, inflow of new power, and if I had to spend all my time in one place only, my psyche would have been in ruin a long time ago (literally in ruin). I am the kind of person who, being at the same point for a few months, would start to choke, burn out, feel uncomfortable, physically and mentally. I need changes, rotations, flows, long journeys to... Live! 

Therefore, to all those who eagerly tell me "THIS LIFE IS NOT A LIFE"... This, my dear IS A LIFE. 

On heels, in a skirt, with a suitcase in hand, from plane to plane. What's interesting about that? Maybe nothing, but if the plane and traveling are your oxygen - believe me, then it means everything. And if you don't believe, just try to breathe without oxygen and you'll quickly find out what my life would be without flying. Add to this not short stays in exotic places, getting to know other cultures and... Life could not be any better!








"Ciągle wędrujesz"
"Spędzasz więcej czasu za granicą niż w domu"
"Nie przeszkadza ci życie na walizkach?" 

Tak naprawdę nie ma tygodnia, w którym ktoś by mnie nie zapytał "CZY TO CI SIĘ NIE NUDZI?!". 
Nie brakuje też słów współczucia "MUSI CI BYĆ CIĘŻKO, CAŁY CZAS W PODRÓŻY".
Na brak "TAKIE ŻYCIE TO NIE ŻYCIE" również nie narzekam.

Bardzo szybko nasuwa się jeden wniosek: praca stewardessy to nie praca dla domatorów, bojących się wyzwań i zmian. Takie osoby szybko poczują się zmęczone, wypalone, rozdrażnione brakiem stabilizacji i ciągłymi rotacjami, które przestawiają życie do góry nogami. 
A ja? Jestem wędrownikiem, który potrzebuje zmian miejsca pobytu jak tlenu. Tak proszę Państwa, dla mnie to nie udręka, nie utrudnienie, którego inni nie potrafią przeboleć. Dla mnie ta praca to gwarancja ciągłego powiewu świeżości, napływu nowych sił, a gdybym miała spędzać cały czas w jednym tylko miejscu, moja psychika dawno byłaby już w ruinie (i to dosłownie). Jestem typem człowieka, który będąc choćby kilka miesięcy non stop w tym samym punkcie - zacząłby się dusić, wypalać, czuć niekomfortowo, fizycznie i psychicznie. Ja potrzebuję zmian, rotacji, przepływów, dalekich podróży, żeby... Żyć! 

Dlatego do wszystkich tych, którzy z zapałem mówią mi "TAKIE ŻYCIE TO NIE ŻYCIE"... To właśnie moi drodzy JEST ŻYCIE. 

Na obcasach, w spódnicy, z walizką w ręce, od samolotu do samolotu. Co w tym ciekawego? Być może nic, ale jeśli samolot i podróże to twój tlen - uwierz, wtedy to znaczy wszystko. A jeśli nie wierzysz, spróbuj tylko oddychać bez tlenu, a szybko przekonasz się, czym byłoby moje życie bez latania. Do tego dodać wcale nie krótkie pobyty w egzotycznych miejscach, poznawanie innych kultur i... Żyć nie umierać!  




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Sometimes there are moments that lead to amazing emotions, even at the other end of the world...

Madagascar. An island country in Africa, which is seen by the world as a tourist paradise and the the home of characters from animated films. However, to learn the truth and feel the pulse of life there, you need to leave the sterile environment of holiday resorts... 

Day, ordinary, sunny, on one of the local beaches. However, it is this special day that will remain in my heart for the rest of my life and one of those that will always cause tears of emotion in my eyes. 
Kids. They immediately put a smile on my face, and when those shy and afraid babies came up to me and began to cuddle, my heart melted. Their joyful smiles, when a few moments later they ran towards me in impatience "who will be first" and hugged with all their strength, not wanting to let go, little hands hung on my neck, a mermaid drawn by them from the bottom of their heart and the crying of these kids, when evening came and they had to go home and didn't want to say goodbye, led me to tears. Lovely, wonderful little ones.
Although we didn't know the meaning of our words, we understood each other perfectly, because we spoke in an international language that everyone understands, in the language of gestures, gazes and feelings. Because not words are the key to communication, but openness and a good heart.









Czasem zdarzają się momenty, które doprowadzają do wyjątkowych emocji, nawet na drugim końcu świata. 

Madagaskar. Wyspiarski kraj w Afryce, który światu kojarzy się z turystycznym rajem i bohaterami animowanych filmów. Jednak aby poznać prawdę i poczuć puls tamtejszego życia, trzeba opuścić sterylne środowisko ośrodków wczasowych...

Dzień, zwyczajny, słoneczny, na jednej z lokalnych plaż. Jednak to właśnie ten dzień pozostanie w moim sercu do końca życia i jeden z tych, które zawsze będą wywoływały łzy wzruszenia w moich oczach.
Dzieci. Od razu wywołały uśmiech na mojej twarzy, a kiedy te nieśmiałe i obawiające się innych ludzi maluszki podeszły do mnie i zaczęły się przytulać, moje serce się rozpłynęło. Ich radosne uśmiechy, kiedy niedługo później bez najmniejszego zawahania z niecierpliwością "kto pierwszy" biegły w moim kierunku i tuliły z całych sił, nie chcąc puścić, małe rączki zawieszone na mojej szyi, narysowana od serca syrenka i płacz tych dzieciątek, kiedy nadszedł wieczór i musiały wracać do domu, a nie chciały się pożegnać, doprowadziły mnie do łez. Kochane, cudowne maleństwa. 
Mimo, że nie znaliśmy znaczenia swoich słów, rozumieliśmy się doskonale, bo rozmawialiśmy w języku międzynarodowym, który rozumie każdy, w języku gestów, spojrzeń i uczuć. Bo to nie słowa są kluczem komunikacji, a otwartość i dobre serce.




Share
Tweet
Pin
Share
No comments


I got an invitation to the TV program. 

How? Why?

I asked and at some moments I still ask myself such questions. Shock and disbelief? It's an understatement! How? Me? Such a little mouse? Impossible and yet. 
About a year ago I saw the story of an ordinary girl, wife, mother, creating her own YouTube channel, who recorded a video about an offer from TV and you know what? Watching it I was laughing to tears. My first thought? "Oh girl, why do you tell fairy tales? Do you really think someone is gonna believe you?" Yes I know. The devil hater. Shame on me. But it really was like this, and I didn't believe a word of it. I couldn't believe it and I didn't believe it later as well. By the time. 
So, going back to the topic, I got an invitation to a TV program. How did this happen? Attention attention, the surprise was waiting in the classic email! Yes exactly. I received a message to a public email address from a person from one of the largest private TV stations in the country asking if I would be interested in participating in a few weeks long "top large format production". What a tempting offer, an invitation from the devil himself, a piece of the media sky is opening, who active in this environment wouldn't want to effortlessly sit on a fluffy cloud and fly straight into the heavens? Sin would be not to use such an occasion, right? 
Not taking it is a sin, but I like to sin, and I'm already working in the heavens, so I didn't accept the "straight-from-Hollywood" offer and I chose my life in the sky. I may be burnt in hell for that, but instead of cameras I prefer aircraft, paradise Maldives, sandy beaches in Zanzibar and my lemurs in Madagascar.







Dostałam zaproszenie do programu telewizyjnego.

Jak to? Dlaczego? 

Ja też zadawałam i w niektórych momentach nadal zadaję sobie takie pytania. Szok i niedowierzanie? To mało powiedziane! 
Przecież jak to? Ja? Taka szara myszka? Niemożliwe... A jednak. 
Mniej więcej rok temu poznałam historię pewnej zwykłej dziewczyny, żony, matki, tworzącej własny kanał na YouTube, która nagrała filmik o propozycji z telewizji i wiecie co? Oglądając to byłam rozbawiona do łez. Moja pierwsza myśl? "Oj dziewczyno, po co wymyślasz bajki? Naprawdę myślisz, że ktoś ci uwierzy?". Tak, wiem. Diabelski hejter. Podła zołza ze mnie. Jednak naprawdę tak było i nie uwierzyłam w ani jedno jej słowo. Nie wierzyłam oglądając to i nie wierzyłam później. Do czasu. 
Tak więc wracając do tematu, dostałam zaproszenie do programu telewizyjnego. Jak to się stało? Uwaga uwaga, niespodzianka czekała w klasycznym mailu! Tak, dokładnie tak. Na podany publicznie adres e-mail otrzymałam wiadomość od osoby z jednej z większych prywatnych stacji telewizyjnych w kraju z zapytaniem czy byłabym zainteresowana wzięciem udziału w kilkutygodniowej "topowej produkcji dużego formatu". Ależ kusząca propozycja, zaproszenie od samego diabła, uchyla się kawałek medialnego nieba, kto obracający się w tym środowisku nie chciałby bez wysiłku zasiąść na puszystej chmurce i wywindować się prosto w niebiosa? Grzech nie skorzystać, prawda? 
Grzechem nie skorzystać, ale ja grzeszyć lubię, a w niebiosach już pracuję, więc z propozycji rodem z Hollywood nie skorzystałam i moje życie w przestworzach wybrałam. Może się w piekle usmażę, ale od kamer i aparatów wolę samoloty, rajskie Malediwy, piaszczyste plaże na Zanzibarze i moje lemury na Madagaskarze. 



Share
Tweet
Pin
Share
No comments


London. A big, cosmopolitan city, a total mix of cultures and nationalities, a language that everyone knows, good work and the opportunity to blend in with the crowd. 

Barcelona. The colorful, lively capital of Catalonia, the center of Spanish tourism, the pulsating atmosphere, filled with hot blood and fiery temperament, a city of artists and colorful souls, surrounded by hot sands of beaches. 

So why did I set a new beginning and instead of London, I chose Barcelona? What made me decide to give up places where I was assured a job at British national airlines, where communication with others, although in a foreign country, was easier than anywhere else, because who doesn't know English nowadays and the country where English is the official language? A dream come true! Are you sure? For me it was not as perfect as it seemed at first and also seemed so to me. Despite the first good impression, London isn't my city, not my climate, not my atmosphere. Frequent rain, fog, cold, often not only in weather... Huge crowding, and above all, prices so big that it can reach the cosmic space. 

What about Barcelona? Why Barcelona? And what about Venice, was there also Venice before Barcelona? There was London, there was move to Venice, but well, Barcelona is an absolute winner in all respects. 
Despite the fact that Barcelona itself has already had several independent posts, where it was written, among others, why for me it's the perfect city and that I also came here by working at airlines, it is also worth comparing it to the capital of Great Britain. Is the difference between the two big? It is large and felt at every turn. In Barcelona it's much more pleasant, more hospitable, light and definitely much cheaper. But most importantly, the Spanish mentality is completely different from the British one, much more open and temperament, which is consistent with my own personality, what is why I feel so much better in such a place. 
And with a grain of salt, who would like to spend their lives in the rain, in the fog, under grey clouds, when we could bathe in the sun and soak up full strength all year round?








Londyn. Wielkie, kosmopolityczne miasto, totalna mieszanka kultur i narodowości, język, który znają wszyscy, dobra praca i możliwość wtopienia się w tłum.

Barcelona. Kolorowa, tętniąca życiem stolica Katalonii, centrum hiszpańskiej turystyki, pulsująca atmosfera, przepełniona gorącą krwią i ognistym temperamentem, miasto artystów i kolorowych dusz, oprawione rozgrzanymi piaskami plaż. 

Dlaczego więc postawiłam na nowy początek i zamiast Londynu, wybrałam Barcelonę? Co spowodowało, że zrezygnowałam z miejsca, gdzie miałam zapewnioną dobrą pracę w narodowych brytyjskich liniach lotniczych, gdzie komunikacja z innymi, mimo że w obcym kraju, była łatwiejsza, niż gdziekolwiek indziej, bo przecież kto dzisiaj nie zna angielskiego, a kraj, w którym angielski jest językiem urzędowym? Spełnienie marzeń! Czy aby na pewno? 
Dla mnie jednak nie było to takke idealne, jak z początku mogłoby się wydawać i mi również się wydawało. Mimo pierwszego dobrego wrażenia, Londyn to nie moje miasto, nie mój klimat, nie moja atmosfera. Częste opady, mgły, chłód, niejednokrotnie nie tylko w kwestiach pogodowych... Ogromne zatłoczenie, a przede wszystkim, ceny tak wysokie, że mógłyby sięgnąć kosmosu.

A co z Barceloną? Dlaczego Barcelona? I co z Wenecją, przecież przed Barceloną była też Wenecja? Był Londyn, była przeprowadzka do Wenecji, ale cóż, Barcelona to zwycięzca absolutny, pod każdym względem.
Mimo, że o samej Barcelonie było tutaj już kilka oddzielnych postów, gdzie pisałam między innymi dlaczego dla mnie to miasto idealne i że również trafiłam do niej za pośrednictwem pracy w liniach lotniczych, warto porównać ją także ze stolicą wielkiej Brytanii.
Czy różnica między tymi dwoma jest duża? Jest, duża i odczuwalna na każdym kroku. W Barcelonie jest o wiele przyjemniej, bardziej gościnnie, lekko i zdecydowanie o wiele taniej. Jednak co najważniejsze, hiszpańska mentalność jest zupełnie inna niż brytyjska, o wiele bardziej otwarta i temperamenta, co jest zgodne z moją własną osobowością, przez co w takim otoczeniu czuję się o niebo lepiej. 
A tak z przymrużeniem oka, kto chciałby spędzać życie w deszczu, we mgle pod szarymi chmurami, kiedy mógłby kąpać się w słońcu i chłonąć energię niemalże przez cały rok?




Share
Tweet
Pin
Share
No comments

"Don't brag" 
"Keep it for yourself" 
"It's not nice to tell people about your successes, you have to be modest" 

Who has ever listened to this kind of "wisdom"? Or, otherwise, is there anyone who has not been instructed and shut up in this way? I was too. And finally I said it's enough and definitely cut off from the ideology of "being nobody". 

Why should the person who achieved any success, reached something big, managed to achieve something that is unreachable for others, must remain quiet and enjoy it alone, when someone who did nothing screams all over the world and rises in glory, because they even exist? For me it's a complete abstraction, a typical celebration of emptiness over fullness.
For most people, being proud of yourself, appreciating yourself and your efforts is pure evil and conceit. Why? Most often, the reason is clear, it stings them like salt in their eyes, irritates that someone could, someone succeeded, and they... They are, because they are and would give everything not to hear about someone's successes. Effect? Malice, rudeness, often hate. 
Is it a reason so should one get rid of the sense of happiness and pride? In my opinion - absolutely not! Being proud, enjoying what you have managed to come to, is really not a bad thing to stop and to be ashamed of. Do you have a reason for that? Don't listen to people and be proud of yourself, because no one else has worked for you and nobody has the right to take your right for the joy of victory in the fight against difficulties encountered on your way.






"Nie chwal się"
"Zachowaj to dla siebie"
"Nieładnie mówić ludziom o swoich sukcesach, trzeba być skromnym"

Kto w życiu nasłuchał się tego typu mądrości? Albo inaczej, czy jest ktoś, kto nie był w ten sposób pouczany i uciszany? Ja też byłam. Aż w końcu powiedziałam dość i stanowczo od ideologii "bycia nikim" się odcięłam. 

Z jakiego powodu osoba, która odniosła jakikolwiek sukces, doszła do czegoś dużego, udało jej się osiągnąć coś, co dla innych jest nieosiągalne, musi pozostać cicho i cieszyć się tym samotnie, kiedy ktoś, kto nie zrobił nic, krzyczy na cały świat i unosi się w chwale, bo w ogóle istnieje? Dla mnie to kompletna abstrakcja, typowa celebracja pustki nad pełnością. 
Dla większości ludzi, bycie z siebie dumnym, docenianie siebie i swoich wysiłków, to czyste zło i zarozumiałość. Dlaczego? Najczęściej powód jest jasny, kłuje ich to jak sól w oczach, drażni, że ktoś mógł, komuś się udało, a oni... Są, bo są i daliby wszystko, żeby o czyichś sukcesach nawet nie słyszeć. Efekt? Złośliwość, opryskliwość, niejednokrotnie hejt. 
Czy z tego powodu, powinno się pozbywać poczucia spełnienia, dumy? Moim zdaniem - absolutnie nie! Bycie dumnym, cieszenie się z tego, do czego udało się dojść, to naprawdę nie jest coś złego, od czego wypadałoby się powstrzymywać i czego należy się wstydzić. Masz do tego powód? Nie słuchaj ludzi i bądź z siebie dumny, bo nikt inny za Ciebie na to nie pracował i nikt nie ma prawa odbierać Ci prawa radości ze zwycięstwa w walce z napotkanymi na drodze przeciwnościami.



Share
Tweet
Pin
Share
No comments
ENG 

Is the work of the flight attendant mentally exhausting? 
Is it true that there is a lot of pressure from other employees? 
Is the hostility of other flight attendants common? 

I have heard these questions more than once and I will probably hear more than once. That is why I decided to refer to this, because most often people asking about this are interested in the phenomenon of mobbing in airlines. So, is it or isn't it? 

I have already worked in several lines, so I can say that I have a smaller or bigger comparison between them, even in this matter. In general, I strongly deny that such practices are everyday routine in this work and usually the crews work together and respect each other, instead of terrorizing each other, so the picture of bad stewardess attacking colleagues is definitely a caricature inconsistent with reality. However, unfortunately, it's not perfect, although all the time since I started flying, it was rather calm and pleasant, in one of my previous airlines I had unpleasantness to encounter behavior that could surely be classified as mobbing, so... Just so it wasn't too boring and idyllic, one person eagerly insulted, offended and humiliated other crew members, even in front of passengers, feeling completely unpunished (and they were). And to add spice, there was also blackmail and threats against other flight attendants. I experienced this, my colleagues experienced it, some gave up themselves, some lost their jobs because of their sabotage and neverending accusations. 
Fortunately, I have left work in the airline where such situations have happened long time ago, and I've not met mobbing in person or heard any of my colleagues encounter such annoyances. The comforting fact is that these kind of situations are very rare and usually in airlines where the value system is simply unstable. Happily, most airlines respect both their employees as well as employees respect each other, the atmosphere is good and nothing bad is happening, and if any disruptive behavior occurs, it's definitely not ignored.





PL

Czy praca stewardessy jest wykańczająca psychicznie?  
Czy to prawda, że jest duża presja ze strony innych pracowników? 
Czy wrogość innych stewardess jest powszechna? 

Takie pytania usłyszałam już niejednokrotnie i pewnie usłyszę jeszcze nie raz. Dlatego postanowiłam odnieść się do tego, gdyż najczęściej osoby o to pytające interesuje zjawisko mobbingu w liniach lotniczych. Więc jak, jest, czy go nie ma?

Pracowałam już w kilku liniach, więc mogę uznać, że mniejsze czy większe porównanie między nimi, nawet w tej kwestii mam.
Ogólnie, stanowczo zaprzeczam, jakoby takie praktyki były w tej pracy codziennością i zazwyczaj załogi ze sobą współpracują i się szanują, zamiast się wzajemnie terroryzować, więc obrazek złych stewardess atakujących współpracowników, to zdecydowanie karykatura niezgodna z rzeczywistością.
Niestety jednak, nie ma idealnie, mimo że przez cały czas odkąd zaczęłam latać, było raczej spokojnie i przyjemnie, w jednej z moich poprzednich linii zdarzyło mi się spotkać z zachowaniem, które z całą pewnością można było zakwalifikować jako mobbing, czyli... Żeby nie było zbyt nudno i sielsko, jedna osoba ochoczo obrażała, wyzywała i poniżała innych członków złogi, nawet przy pasażerach, czując się przy tym całkowicie bezkarna (i taka też była). A żeby dodać pikanterii, nie brakowało również szantażu i gróźb pod adresem innych stewardów i stewardess. Doświadczyłam tego ja, doświadczyli tego moi koledzy i koleżanki, niektórzy zrezygnowali sami, niektórzy stracili pracę z powodu jej sabotażu i wiecznych oskarżeń. 
Całe szczęście, pracę w linii, w której takie sytuacje miały miejsce, mam już dawno za sobą, a w żadnej innej z mobbingiem się nie spotkałam ani osobiście, ani nie słyszałam, by kogoś z moich współpracowników spotykały takie przykrości. 
Pocieszającym faktem jest to, że tego typu sytuacje zdarzają się bardzo rzadko i zazwyczaj w liniach, gdzie system wartości jest po prostu rozchwiany. Szczęśliwie, większość linii szanuje zarówno swoich pracowników, jak i pracownicy szanują siebie nawzajem, atmosfera jest dobra i nic złego się nie dzieje, a jeśli pojawiają się jakieś niepokojące zachowania, nie są one ignorowane. 



Share
Tweet
Pin
Share
No comments
Newer Posts
Older Posts

About Magdalene Anne

About Magdalene Anne
A VVIP Flight Attendant, citizen of the world, living in the sky and loving Greece. Addicted to seafood, travel, evening walks on the beach and a little magic, roses & chocolate always welcome. BASED IN: TURKEY, ASIA.

MENU

  • Home
  • Flight Attendant
  • Life in Antalya, Turkey
  • Life in Dubai, United Arab Emirates
  • Life in Barcelona, Spain
  • Life in Venice, Italy
  • Life in London, United Kingdom
  • My Emirates Flight Attendant Story
  • About Me
  • Contact
  • Privacy Policy of Magdalene Anne Blog.

Social Media

Social Media
If you want to see more of my adventures, travel experience, cabin crew life and get to know me better... Follow me on my Instagram account @flymagdalene_

recent posts

Popular Posts

  • So this is Christmas!🎄
  • Best friends to strangers
  • She tried to KILL ME

Blog Archive

  • ►  2021 (21)
    • ►  September (2)
    • ►  August (4)
    • ►  July (1)
    • ►  June (1)
    • ►  May (3)
    • ►  April (2)
    • ►  March (5)
    • ►  February (2)
    • ►  January (1)
  • ►  2020 (24)
    • ►  September (1)
    • ►  August (1)
    • ►  May (6)
    • ►  April (3)
    • ►  February (4)
    • ►  January (9)
  • ▼  2019 (25)
    • ►  December (5)
    • ►  October (1)
    • ▼  September (6)
      • Wanderlust
      • With no words
      • Me & TV
      • Barcelona over London.
      • Proud is bad?
      • Airline Mobbing.
    • ►  August (1)
    • ►  July (3)
    • ►  May (4)
    • ►  January (5)
  • ►  2018 (65)
    • ►  December (1)
    • ►  November (4)
    • ►  October (5)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  June (2)
    • ►  May (5)
    • ►  April (5)
    • ►  March (11)
    • ►  February (7)
    • ►  January (14)
  • ►  2017 (41)
    • ►  December (11)
    • ►  November (7)
    • ►  October (1)
    • ►  September (5)
    • ►  August (4)
    • ►  July (5)
    • ►  June (2)
    • ►  March (1)
    • ►  February (3)
    • ►  January (2)
  • ►  2016 (33)
    • ►  December (4)
    • ►  November (4)
    • ►  October (2)
    • ►  September (5)
    • ►  August (6)
    • ►  May (5)
    • ►  April (1)
    • ►  February (2)
    • ►  January (4)
  • ►  2015 (37)
    • ►  December (4)
    • ►  November (6)
    • ►  October (6)
    • ►  September (2)
    • ►  August (19)

Contact Form

Name

Email *

Message *

Created With By ThemeXpose & Blogger Templates